Kraj Rad

    Nie ma lekko -westchnąłem , zasiadając do pisania tego felietonu. Bo i o czym tu pisać? O komisji śledczej, która coś tam śledzi, z tym że nie wie co i po co? O spadku notowań Platformy i wzroście formy Justyny Kowalczyk? O pięknie grającej orkiestrze Owsiaka i fałszujących rzeczywistość chórzystach o. dyr. dr Rydzyka?
    Dokonałem przeglądu wydarzeń i stwierdziłem, że te tematy są tak nudne przez swą powtarzalność, jak lamentacje prezesa Kaczyńskiego nad upadkiem Polski zgotowanym jej przez nieodpowiedzialną ekipę Tuska. W tej sytuacji postanowiłem się poradzić fachowca, zadzwoniłem do kogo trzeba i usłyszałem następującą wskazówkę: proszę wziąć pierwszy lepszy temat z gazety -jakiś wypadek, czyjąś wypowiedź lub informację o pogodzie i na tym tle przedstawić własny pogląd, okraszony anegdotą i zwieńczony oryginalną pointą. I jeszcze jedno - rachunek za tę konsultację prześlę jutro. Podziękowałem i popadłem w zadumę - przecież ja to już wcześniej wiedziałem i taka porada nic mi w chwili obecnej nie pomogła - pusta kartka dalej czekała na światłe myśli i zaskakujące pointy.
    Zrozpaczony brakiem weny doszedłem do wniosku, że moje zatrudnienie felietonisty zbliża się do końca, więc zająłem się planowaniem swej przyszłości -co będę robił, gdy już nikt nie będzie chciał czytać moich arcydzieł. I tu wpadł mi do głowy /aż dziw, że tak późno!/ pomysł -zostanę doradcą! To dopiero posada! Żadnej odpowiedzialności, a jakie wielkie możliwości! Na początek zacznę doradzać redaktorowi naczelnemu -że trzeba zmienić okładkę, dołożyć zdjęcia roznegliżowanej posłanki K., zamieścić reportaż o przekrętach w ratuszu i w ten sposób osiągnąć niebywały wzrost liczby czytelników. No i oczywiście za taką poradę należy mi się honorarium, zdecydowanie wyższe od skromnej zapłaty za felieton. Wielkie pole do popisu stworzy mi doradzenie zarządowi publicznej telewizji, aby zamiast mercedesów rozdawać klęczniki widzom seriali : „Ojciec Mateusz”, „Plebania” czy „Siostry” wraz z potrzebnymi do okazania po spowiedzi zaświadczeniami o odbyciu pokuty, polegającej na ich oglądaniu. Będą oszczędności – a i misja TVP stanie się bardziej oczywista, moje apanaże zaś odpowiednio wysokie.
    Po takim sukcesie na pewno zaprosi mnie do współpracy sam Pan Prezydent, który ostatnio powołał kolejne ciało doradcze -Narodową Radę Rozwoju. Tu dopiero bym zabłysnął celnymi poradami! Jak wiadomo, nasz naród nie rozwija się najlepiej- spada przyrost naturalny, co w konsekwencji doprowadzić może do wyludnienia. Jak przeciwdziałać? Wyłączyć radio, telewizję, a najlepiej prąd , np. na miesiąc. Taki eksperyment przeprowadził Jaruzelski pod pretekstem stanu wojennego, a skutek? Po dziewięciu miesiącach wyż demograficzny!
    Tak, powinienem zostać doradcą, a roboty wszędzie huk, bo gdzieby nie spojrzeć - rady są niezbędne. Polska -to prawdziwy Kraj Rad. Są wszędzie tam, gdzie na czele szacownych instytucji stoją mianowane partyjne beztalencia – dla nich porady fachowców są niezbędne, służą równocześnie za parawany kryjące ich niekompetencję. Niestety, ci „fachowcy” są również mianowani – więc przysłowie: ”uczył Marcin Marcina” dobrze obrazuje spiralę niekompetencji – powód mózgowej antykoncepcji. I tak od góry do dołu -zbierają się różne „rady” i radzą, radzą ,radzą - nie przybywa od tych jałowych dysput niczego, bo jak słusznie stwierdził kiedyś p. Kononowicz -o to właśnie chodzi. Może z wyjątkiem wynagrodzeń za trud bezowocnego mielenia jęzorami. A przykładów aż nadto – Rada Etyki Mediów zajmuje się nieistniejącą w mediach etyką, Rada Ministrów -obietnicami bez pokrycia oraz jednorękimi bandytami, Naczelna Rada Lekarska jest za, a nawet przeciw szczepieniom zapobiegającym świńskiej grypie. Wspomniana wyżej prezydencka Rada Rozwoju do końca kadencji Lecha Kaczyńskiego ma odbyć minimum aż trzy posiedzenia, bo rozwój to nie jest pilna sprawa i może poczekać. A jeśli Rada poradzi mu rezygnację z kandydowania na kolejną kadencję? Może rozwój dobrze by na tym wyszedł, choć nie jestem pewien, czy pan prezydent z takiej sugestii skorzysta.
    Bo nie wszystkie rady są akceptowane przez tych, którzy sami się o nie prosili. A te nieproszone -nigdy! I dlatego nie biorę pod uwagę propozycji jednego z czytelników, który doradza mi, aby pókim cały, spier....ł na drzewo, bo po pierwsze jako człowiek dość już niesprawny miałbym z realizacją tego pomysłu fizyczny kłopot, a po drugie- nie stać mnie na wynagrodzenie dla pomysłodawcy.

a.kopff@wp.pl
czytaj także www.1944kopff.bloog.pl