Kandydat
Siedzieli przy konferencyjnym stole. Tajna narada trwała już dwie godziny,
atmosfera była ciężka, a kawa zimna. Co chwilę ktoś wychodził -to palacze pod
pretekstem odwiedzenia ubikacji wymykali się kolejno na "dymka". Powodem
zebrania partyjnego trustu mózgów była sytuacja, jaka powstała po wycofaniu się
konkurenta do Najwyższego Stołka - cios był celny i należało dać mu odpór. -Ale
jak? -pytał prezes, a uczestnicy spotkania, równie jak on zaskoczeni obrotem
zdarzeń, próbowali znaleźć odpowiedź. Nadąsany bardziej niż zwykle prezes
złośliwie komentował te propozycje.
-Kolega Przemysław zgłosił wniosek, aby nasz kandydat, dotychczasowy prezydent,
jeszcze bardziej ocieplił swój wizerunek. Ale użycie do tego celu żony, psa i
Dody nic nie dało -sondaże nie drgnęły! - prezes podniósł głos.- Propozycja, aby
dzieci zgromadzone na peronie we Włoszczowej wręczyły mu order uśmiechu -to
kpina! Po pierwsze- przeciwnicy powiedzą zaraz, że dla celów politycznych
narażamy maluchy na przeziębienie, a po drugie – mój brat, powiedzmy sobie
szczerze – raczej się szczerzy, niż uśmiecha. Nic z tego! Z kolei pana pomysł,
panie Jacku – tu zwrócił się do europosła, znanego specjalisty od genealogii-
aby pogrzebać w życiorysach kontrkandydatów jest przedwczesny. Bo załatwić
Sikorskiego – to drobiazg. Zaprzyjaźnione radio z Torunia opisze potencjalną
pierwszą damę i po sprawie. Gorzej z Komorowskim – to chyba krewny Bora, tego od
Powstania i wyjdzie niezręcznie. A co będzie, jak wystawią jeszcze innego, a
pan, panie Jacku, nie będzie tak przygotowany, jak poprzednio? - prezes ciężko
westchnął. Speszony europoseł szybko pożegnał się i wyszedł, bo spieszył się na
samolot do Brukseli -właśnie płacili pensje i dlatego choć raz na miesiąc musiał
tam być. Zapadło ponure milczenie, które po chwili przerwała posłanka
zasiadająca w sejmowej komisji, wsławiona dziewięciokrotnym zadawaniem tego
samego pytania.
-Może trzeba się skupić na przypominaniu naszych osiągnięć i dokonań
prezydenta?- zaproponowała. -Wreszcie pan prezydent zawetował tylko kilkanaście
ustaw, mimo iż mógł wszystkie! A stworzenie CBA i gigantyczne sukcesy tej służby
pod znakomitym kierownictwem Mariusza? - tu skłoniła się w stronę siedzącego na
końcu stołu byłego szefa Biura, ustawowo bezpartyjnego.- Przecież dzięki niemu
ten paskudny rząd o mało co nie upadł, a ja zawdzięczam mam niebywałą promocję w
mediach! Wykorzystajmy go do podniesienia notowań naszego kandydata- oczekiwała
na aprobatę prezesa. Ten jednak się skrzywił.
- To nienajlepszy pomysł- rzekł z kwaśną miną- bo do wyborów jeszcze parę
miesięcy, więc ludzie zapomną, o co chodziło komisji hazardowej. Już dziś nie
bardzo wiedzą. Poza tym Mariusz jest nadal formalnie pracownikiem CBA, a tam
trwają przesłuchania na wykrywaczu kłamstw.Co będzie, jak i jego wezwą?-
słusznie zatroskał się prezes. -A osiągnięcia prezydenta – same weta to mało; co
jeszcze? Ktoś wie?
Znowu zapadła cisza. Wreszcie nieśmiało odezwał się wicemarszałek, któremu, jak
przynajmniej zdawało się obecnym, głos uwiązł w wąsach. Nie była to prawda – on
po prostu, pamiętając los innego marszałka z jego ugrupowania bał się reakcji
prezesa. Faktycznie -jego propozycja była zaskakująca.
-Myślę, że powinniśmy zmienić taktykę -zaczął ostrożnie, pilnie spoglądając na
prezesa. -Przeciwnicy zmienili kandydata -zróbmy to samo... Przerwał, bo
pryncypałowi wypadła z rąk szklanka z wodą i rozbiła się o blat. Marszałek
struchlał, po chwili kontynuował jeszcze ciszej: - Nie chodzi mi o jakąś
rewolucję, ale o to, aby prezydentem Polski został człowiek skromny, ale jakże
zasłużony, ten, któremu naród zawdzięcza uwolnienie komunizmu- głos wąsatego
nabierał pewności – który zastopował korupcję i dał nadzieję milionom na triumf
prawa i sprawiedliwości...
Zdumieni zebrani szeptali między sobą -kogo, do cholery ma na myśli -Ziobrę,
Wałęsę, Kwaśniewskiego -a może zwariował? Tymczasem mówca kontynuował: -Czas,
aby najwyższe stanowisko objął ten, który skutecznie kierował naszą partią i
bezpartyjnym bratem-prezydentem . Co prawda, przegraliśmy poprzednie wybory, ale
wielu niezależnych publicystów, takich choćby jak Lichocka czy Ziemkiewicz
stwierdziło, że to była wygrana. A więc panie, panowie, jeśli chcemy ponownie
objąć władzę -naszym kandydatem powinien być -tu dramatycznie zawiesił głos -
prezes Jarosław!- zakończył mowę w uniesieniu. Wszyscy się również unieśli i
kiedy minął szok- odśpiewali znany im fragment hymnu oraz „Sto lat” w całości.
Kandydaturę przyjęto przez aklamację, nawet prezes się nie wstrzymał. Pozostało
ustalić szczegóły – kto komu złoży meldunek o wykonaniu zadania, i jak
zatuszować brak pierwszej damy. Ale te drobiazgi nie zgasiły entuzjazmu
zgromadzonych, którzy pewni zwycięstwa rzucili się do telefonów, aby podzielić
się z zaufanymi współpracownikami opisem spotkania i dobrą nowiną.
Relacja z przebiegu tych rozmów to oczywiście wynik przecieku, ale kto go
spowodował - nie można ustalić, bo bez Kamińskiego – nikt tego nie potrafi.
a.kopff@wp.pl
czytaj także
www.1944kopff.bloog.pl