Kłopoty z pamięcią

    Przywilejem/?/ starości jest ten szczególny sposób funkcjonowania mózgu, że tę jego część, która odpowiada za pamięć, cechuje wybiórczość. Najczęściej jest tak, że pamięta się sprawy, rzeczy i zdarzenia odległe -bieżące niemal natychmiast pokrywa mrok zapomnienia. Młodzi ludzie, mając chłonne umysły, zajęci codziennością, sprawami przeszłości sobie głowy nie zaprzątają -wielu nawet nie chce wręcz wiedzieć, kto ich spłodził i urodził, a kiedy i w jakich warunkach - to już zupełnie. Stąd kompletna niewiedza o tle historycznym różnych życiorysów i przymierzanie postaci z minionych epok do dzisiejszego, pełnego stereotypów, sposobu myślenia i oceniania.
    To spostrzeżenie nawiedziło mnie z okazji setnej rocznicy urodzin Władysława Kruczka. Pamiętacie go? Nie? To posłuchajcie.
    Byłem uczniem rzeszowskiego liceum w czasie, kiedy został I sekretarzem KW PZPR. Pochodził z podrzeszowskiej wsi i już przed wojną był komunistą, co zaprowadziło go do ZSRR, gdzie cudem uniknął stalinowskiej czystki, a po ucieczce do okupowanej Polski, aresztowany przez Niemców przeszedł przez obozy koncentracyjne w Oświęcimiu i Sachsenhausen. Kiedy w 1956 roku został faktycznym jedynowładcą Podkarpacia, okazało się, że ten komuch jest przede wszystkim regionalnym patriotą. Galicyjska mieścina, awansowana do rangi stolicy województwa zaczęła rosnąć jak na drożdżach - wszędzie było widać nowe domy, drogi, szkoły, a co najdziwniejsze -przybytki kultury. Bo ten niewykształcony, i z tego powodu mający zapewne kompleksy człowiek - postawił na te wartości, których koleje losu go pozbawiły. Wytrwale dążył do stworzenia w Rzeszowie ośrodka akademickiego, otwarcia rozgłośni radiowej /potem telewizji lokalnej/, budowy filharmonii, wspierania teatru, a nawet stworzenia koła Związku Literatów i pisma "Prometej" poświęconego kulturze. Większość tych zamierzeń uwieńczył powodzeniem.
    Piętnaście lat jego sekretarzowania to czas, kiedy to wszystko oglądałem będąc mieszkańcem Rzeszowa i Podkarpacia, a samego towarzysza sekretarza mógł sobie obejrzeć każdy, bo pierwszy chodził do pracy w Komitecie piechotą z dość odległej rezydencji którą była skromna, dość brzydka kamieniczka.
    Kiedy po latach wpadłem na chwilę do Rzeszowa -szukałem śladów swej młodości. Miasto się rozrosło, wypiękniało, a przede wszystkim przybyło mieszkańców. Nawet zaczęło pretendować do miana metropolii. Po latach minionych zostało wiele -przede wszystkim Politechnika, Uniwersytet, wyższe uczelnie i ogromna rzesza studentów. Ten wymarzony przez Kruczka akademicki ośrodek powstał pod koniec jego życia. Mógł być z tego dumny, ale kiedy umierał w 2003 roku - na wdzięczność nie mógł liczyć. Młodzi radni z PiS-u oprotestowali pomysł nazwania jego imieniem jednej z ulic, bo dla nich pozostał znienawidzonym betonowym komuchem, który w dodatku jako członek Rady Państwa podpisał dekret o stanie wojennym. A takim się przecież nie wybacza -nawet w czasie modlitwy: Jako i my odpuszczamy naszym winowajcom Oni Kruczkowi nigdy nie odpuszczą! Zresztą -nie tylko jemu.
    Moja pamięć ma widać defekty, bo zapadają w nią tylko dobre uczynki ludzi, którzy pewnie mają też wiele złych na sumieniu. Ale malowanie opinii o człowieku wyłącznie czarnym kolorem nie podoba mi się tak samo, jak sztuczne pompowanie autorytetów i pośmiertne brązownictwo. Dlatego też staram się wyważać swoje sądy o ludziach, którzy przewinęli się przez moje życie, nie kierując się politycznymi sympatiami, osobistymi kontaktami czy chwilowymi wydarzeniami, a tylko tym, co pozostawili po sobie.
    Bo -tak naprawdę to się jedynie liczy.


 

a.kopff@wp.pl
czytaj także www.1944kopff.bloog.pl