Trochę optymizmu

    Przejechałem ostatnio pół Polski. Ludzie! Jak ten kraj się zmienił! Nawet małe miasteczka i wioski, kiedyś brudne i zapuszczone -dziś czyste, wypicowane, z gładkimi jezdniami, kolorowymi chodnikami świadczą o tym, że w każdym niemal miejscu są ludzie, którzy dbają o swe małe ojczyzny. Samorządowcy!
    Na politycznej mapie zajmują niezbyt poczesną pozycję. Są dla upartyjnionej władzy centralnej elementem niepewnym, mało podatnym na dyrektywy „z góry”, bo bardziej uzależnionym od swych wyborców, którzy bezlitośnie rozliczają ich z każdego potknięcia. Dlatego wyłażą ze skóry, by unikać wpadek, bowiem znają cenę klęski. A czyhają na nich niebezpieczeństwa małe i wielkie – od protestów obywateli niezadowolonych z byle powodu do niespodziewanych klęsk żywiołowych, a także – od pomysłów sejmowych teoretyków, nakładających na samorządy lokalne coraz więcej obowiązków i związanych z nimi obciążeń finansowych - do idiotycznych procedur krępujących skuteczne, zgodne ze zdrowym rozsądkiem postępowanie. Ale sobie radzą, co widać gołym okiem! Drogi, stadiony, szkoły, przedszkola rosną jak grzyby po deszczu i mimo usiłowań zdeprecjonowania przez politycznych przeciwników osiągnięcia te społeczeństwo docenia w coraz większym stopniu.
    W naszym kraju już tak jest, że jak coś dobrze idzie, zawsze znajdą się tacy, którzy pod hasłem „mogłoby być lepiej” starają się zniszczyć to, co dobre. Niezawodny w takich działaniach PiS zgłasza projekt ograniczenia do dwóch kadencji wybranych demokratycznie władz lokalnych. Dlaczego? Bo zdaniem tych dwulicowych strażników moralności powoduje to powstawanie klik, sprzyja nepotyzmowi i korupcji, zamyka drogę do kariery młodym- zdolnym i utrwala „układ”, na którego tropie od lat są dzielni pogromcy duchów. Ilość podobnych przypadków w samorządach jest doprawdy znikoma, ale czujność rewolucyjna musi być „na wszelki wypadek” zachowana -stąd projekt ustawy. Równie dobrze można by zamknąć np. drogę -wszak może się zdarzyć wypadek! Tymczasem wprowadzenie w życie takich zapisów wyruguje tych sprawdzonych i doświadczonych wójtów, burmistrzów czy prezydentów miast, których obywatele w uznaniu kompetencji obdarzają zaufaniem wybierając demokratycznie na kolejne kadencje. Przypuszczam, że chodzi tu o interes tracącej poparcie partii prezesa – jego zwolennicy myślą naiwnie, że na opróżnione miejsca wyborcy desygnują kandydatów z ich kółka zainteresowań.
    Ale polityczne sympatie tu się nie liczą i dlatego w Warszawie nie ma szans Czesław Bielecki w starciu z Hanną Gronkiewicz-Waltz. Pani Hania udowodniła, że sprawy Warszawy za jej pierwszej kadencji mają się lepiej, niż dobrze. Pan Bielecki, kandydat PiS-u, może się pochwalić/?/ swymi dziełami architektonicznymi, takimi jak choćby siedziba TVP, strasząca na ul. Woronicza nie tylko zewnętrznym wyglądem, ale także haniebną produkcją zatrudnionych wewnątrz amatorów -za to wykaz dokonań pani na warszawskim ratuszu jest imponujący. Dokończenie pierwszej linii metra, rozpoczęcie budowy drugiej, przebudowa tras wylotowych, imponująca ilość wyremontowanych niepostrzeżenie ulic ,w tym na moim Mokotowie, a także las dźwigów nad stolicą widocznych dla każdego świadczy o tym , że prezydentura p. Gronkiewicz-Waltz była dla Warszawy okresem pomyślności i jak wykazują sondaże -mieszkańcy stolicy chcą, by była kontynuowana.
    W tej beczce miodu jest jednak łyżka dziegciu. To -sprawa Krakowskiego Przedmieścia i stojącego tam do niedawna krzyża. Przez prawie pół roku władze miasta nie potrafiły się uporać z jawnym gwałceniem praw boskich i ludzkich, poddane presji partyjnych oszołomów i zwykłych idiotów. Sprawne nadzwyczaj w zwalczaniu babć sprzedających kwiatki służby miejskie stały jak barany w konfrontacji z rozszalałymi dewotkami, grającymi pod kamery niezdolnymi aktorami i politycznymi zadymiarzami – trzódce przegranego w wyborach prezesa. Ten przynoszący wstyd obrazek poszedł w świat, niwecząc wysiłek władz miasta w promocji, na którą Warszawa zasługuje – bo to i rok szopenowski, a za chwilę Euro 2012 i polska prezydencja w Unii. Szkoda!
    W coraz większej ilości miast i gmin mniejszą rolę w wyborach samorządowych grają preferencje partyjne ,większą -znajomość kandydatów i ich dotychczasowych dokonań. To dobrze, ze oceniane są ich umiejętności i doświadczenie praktyczne, a nie wierność ideom czy przywódcom. Pod tym względem demokracja na szczeblu lokalnym działa znacznie lepiej niż przy okazji wyborów parlamentarnych – zalew demagogii i awanturnictwa nie przynosi tam sukcesu. Stąd marnie widzę szanse PiS-u. A swoją drogą -czy nie nadszedł czas na konstytucyjną zmianę i zastąpienie Senatu -Izbą Samorządową? Stworzenie ludziom, zajmującym się w praktyce zarządzaniem, możliwości stanowienia prawa dałoby ten skutek, że do krainy baśni i waśni parlamentarnych dotarłby głos zdrowego rozsądku ze świata realnych problemów -z Polski małych ojczyzn.
    Czy stać na taki krok obecną większość sejmową? Bądźmy umiarkowanymi optymistami!
 


a.kopff@wp.pl
czytaj także www.1944kopff.bloog.pl