Panta rhei

     
    Śmieszą mnie komunikaty, podające co chwilę ważne niebywale prognozy :od deszczu, który ma spaść pojutrze -do 6 % wzrostu gospodarczego w przyszłym roku. Od spodziewanego być może sukcesu Małysza -do pewnej klęski PiS-u w kolejnych wyborach. Rzec by można, że starożytna wieszczka Pytia zostawiła wielu spadkobierców, którzy korzystając z wielowiekowej koniunktury na wróżby i przepowiednie trudnią się zaklinaniem rzeczywistości i zawsze znajdują zbyt dla swych usług. Tymczasem -prognozy sobie, a życie sobie. Weźmy pierwszy z brzegu przykład -wspomniany PiS poniósł podobno porażkę wyborczą, ale zdaniem prezesa – odniósł absolutne zwycięstwo. I bądź tu mądry, kto ma rację!
    Od wieków ludzkość chciała się uporać z zagadnieniem względności, bo brak jednolitych norm i wskaźników uniemożliwia funkcjonowanie zarówno społeczeństw, jak i pojedynczych osobników naszego gatunku. Dlatego wprowadzono np. zunifikowane jednostki miar i wag, „kurdebalans” -jakby powiedział jeden z moich przyjaciół. A przecież jeszcze nie tak dawno nasi dziadowie odległość mierzyli we wiorstach czy stajach, a wagę w pudach i funtach. Kto dziś wie, ile to było? No, może poza „funtem kłaków”, dzięki czemu znamy wartość niejednej z sejmowych ustaw. Ale największe kłopoty mamy z określeniem czegoś tak niewymiernego jak czas. Przyzwyczailiśmy się do skrupulatnego liczenia godzin, dni, tygodni według reguł wymyślonych przed wiekami, lecz wielkim wzięciem cieszą się także takie mało konkretne pojęcia jak : moment , chwila, zaraz, kiedykolwiek lub nigdy. Czas, który również oznaczają, jest rozciągliwy - „zaraz wracam” może trwać równie dobrze pięć minut, albo pięć godzin. Czekanie pod drzwiami urzędnika nastraja nas filozoficznie, więc stwierdzenie, że sprawa zostanie załatwiona „szybko, w dającej się przewidzieć przyszłości”, czyli nie wiadomo, kiedy- przyjmujemy jako dobry przykład relatywizmu poznawczego.
    Czas, mimo iż płynie nieprzerwanie, może się też gwałtownie skończyć. Zjawisko to występuje w telewizji – tam najczęściej padają słowa „nasz czas się skończył”, co brzmi dość groźnie. Dla niektórych zwolnionych z pracy redaktorów nawet bardzo, choć nieszczęśnicy mają nadzieję, że może tylko na chwilę się zatrzymał. Ale za „moment” już nie mają złudzeń -tak, jak skończyła się epoka brązu, przeminął wiek pary czy elektryczności, odszedł w przeszłość „okres błędów i wypaczeń” i podobno „nigdy”nie wróci „era Kaczyńskiego” - tak i oni nie mają szans na powrót „kiedykolwiek”. Choć -kto wie? Czas czasem lubi płatać nieśmieszne figle.
    Postaram się w przystępnej formie przedstawić płynące stąd niezbyt optymistyczne wnioski. Diabli biorą niejedną inicjatywę, u podstaw której leżało nacechowane zwykłą ludzką pychą przekonanie, że możemy sobie coś ściśle zaplanować i dotrzymać terminów realizacji. „Będzie wkrótce rewolucja w komunikacji”-obiecywał nam minister Grabarczyk. Wkrótce, to znaczy kiedy? Na razie nie przewidział nawet zimowych opadów śniegu, co połączone z nieumiejętnością sporządzenia rozkładów jazdy spowodowało, że na polskich kolejach nie tylko czas, ale i one same stanęły. O autostradach lepiej nie mówić -czas ich budowy mierzony jest miarą używaną przez żółwie, a tym, jak wiadomo, nie bardzo się spieszy.
    Nie przejmujmy się jednak tym zbytnio, bo szkoda zdrowia. Opowieściom kolejnych władców naszej ojczyzny o erze powszechnej szczęśliwości, która jest tuż ,tuż- poświęćmy tyle czasu i uwagi, na ile zasługują oklepane bajki. Potem udajmy się na zakupy, bo trzeba zaopatrzyć dom na święta. Te bowiem ludzkość zaplanowała od dawna i pewnie nie zostaną odwołane, bo nawet papież by się nie odważył. Prędzej kardynał Dziwisz, znany ze śmiałych decyzji. Zaraz potem Nowy Rok, na pewno lepszy od tego, który minął, bo gorszego sobie nie wyobrażam. A później- całoroczne zmaganie się z przeciwnościami, które w wielu przypadkach sami sobie zgotujemy, z walczącą o swoje prawa przyrodą i z własną, niestety, głupotą, która nie dopuszcza myśli, że może być inaczej niż my chcemy i wszędzie szuka winnych niepowodzeń naszych niewątpliwie wspaniałych pomysłów. Pogódźmy się z tym, że nie wszystko od nas zależy, że wszystko jest względne i nie tak czarno- białe jak nasze aktualne widzenie świata. „Panta rhei” -wszystko płynie -powiedział Heraklit. Wszystko -oprócz tego, co już utonęło w morzu otaczających nas absurdów. Ale w rezultacie i tak „bilans musi wyjść na zero” -jak śpiewali kiedyś koledzy z kabaretu „Elita”, więc będzie od czego zacząć rok 2011.
Wesołych Świąt!



 

a.kopff@wp.pl
czytaj także www.1944kopff.bloog.pl