Nekrolog
W zeszłym tygodniu cicho i bez rozgłosu zakończyła swój krótki żywot telewizyjna
stacja powstała z inicjatywy grupy ITI – TVN Warszawa. Przyczyną zgonu były
suchoty kasowe, powstałe na skutek braku wpływów z reklamy, co dla stacji
komercyjnej jest chorobą śmiertelną. Mieszkańcy dwumilionowej aglomeracji nie
mają zatem lokalnej telewizji, inna rzecz, że ubytku nawet nie zauważyli. Skąd
niechęć warszawiaków do tego przedsięwzięcia? Przecież wydawać by się mogło, że
taka stacja ma wszelkie dane, by być oglądaną i lubianą, a reklamodawcy powinni
się prześcigać w zamieszczaniu anonsów swoich sklepów, przedsiębiorstw,
inicjatyw społecznych, imprez kulturalnych -a tu tymczasem klapa! Dlaczego?
Parę razy włączyłem ten kanał, obejrzałem sobie to i owo i
teraz z pewną zadumą stwierdzam, że znam przyczynę. Otóż TVN produkuje kilka
kanałów według tzw. sprawdzonego schematu. Wszędzie podobne obrazki -tacy sami
wypindrzeni prezenterzy, rozmowy o niczym, ujeżdżanie licencyjnych formatów,
scenografia i koncepcja programowa spod jednej sztancy – wygląda to tak, jakby
nadmiar telewizyjnej sieczki podzielono na szereg anten i antenek. Nic dziwnego,
że widz, który przypadkowo włączył TVN Warszawa, z trudem orientował się po
jakimś czasie, że nie jest to TVN Style, TVN 24 czy TVN Religia. Diagnoza jest
prosta – miododajny schemat nie sprawdza się w programie lokalnym.
Najważniejszą jednak przyczyną klęski było niewłaściwe
zdefiniowanie kręgu odbiorców. A przecież łatwo było przewidzieć, że widzami TVN
Warszawa będą ludzie w przedziale wiekowym od 40 lat wzwyż – oni nie lubią, jak
smarkacze z telewizora instruują ich o trendach w modzie, raczą plotkami z
rautów i towarzyskich spędów, każą zachwycać się nowymi modelami samochodów i
słuchać błahych wywiadów z celebrytami. Oni czekali, ale się nie doczekali, na
program, który dałby im możliwość uczestnictwa w jego tworzeniu – skromny, bez
wydumanych dekoracji, ale z dostępem widzów do anteny, na której mogliby
powiedzieć o swych kłopotach, pretensjach czy żalach, ale także o osiągnięciach,
ciekawych inicjatywach czy twórczych pomysłach. Taki telewizyjny odpowiednik „Matysiaków”,
bez prezenterskich popisów i dziennikarskiego bałamucenia, bez dętych komentarzy
celebrowanych jak pismo święte, za to emanujący ciepłem, serdecznością i
humorem- walorami trwale nieobecnymi w produkcjach TVN-u. Dlatego program padł.
Mam nadzieję, że dyrektorom programowym telewizyjnych
molochów zaświta w głowach refleksja po udanym spotkaniu premiera Tuska z
muzykami. Bo choć nie byli to tacy „zwykli obywatele”, ale dobrze, że to nie
napastliwi, prowokacyjni i szukający sensacji dziennikarze zadawali szefowi
rządu pytania. I co? Interesująca rozmowa przyniosła zainteresowanie większe niż
codzienne mielenie ozorem w wykonaniu pp. Pochanke czy Olejnik, a widz wyniósł
się z tej kulturalnej wymiany poglądów więcej wiedzy, niż ze wszystkich audycji
z cyklu „Fakty po faktach” czy „Kropka nad i”, w których wymienione panie
popisują się głównie tupetem, rzadziej merytorycznym przygotowaniem. A gdybyśmy
tak w lokalnej stacji mogli obserwować spotkanie np. kierowców z urzędnikiem
odpowiedzialnym za mankamenty ruchu drogowego w mieście, wysłuchać rzeczowych
wypowiedzi o stanie warszawskiej służby zdrowia czy problemów szkolnictwa,
zapoznać się z dokonaniami placówek kultury, mimo panującej w nich finansowej
mizerii! Ale to było za trudne dla TVN-u, bo na taki program nie można kupić
zagranicznej licencji. Więc stację zlikwidowano i po kłopocie.
Życie jednak nie znosi próżni i prędzej, czy później Warszawa
doczeka się własnej, sensownej telewizji. Lokalnej -to znaczy bez zadęcia, bez
wyszczekanych „zawodowców”, bez pretensji do bycia „światową”. Musi być
oryginalna w formie i treści, tworzona przez utalentowanych ludzi z pasją, nie
zgadzającymi się z powszechnie dziś obowiązującą w telewizji sztampą. Zaręczam
-są tacy!
A wszystkim sprawcom zgonu TVN Warszawa składam nieszczere
wyrazy współczucia.
a.kopff@wp.pl
czytaj także
www.1944kopff.bloog.pl