Salon motoryzacyjny 2011
Dwa lata temu nabyłem
używany samochód, częściowo w kredycie. Płaciłem solidnie raty, ubezpieczenia i
podatki, wreszcie właśnie w tym miesiącu dobiegły kresu zobowiązania wobec banku
i samochód jest mój. I od razu myśl -skoro jestem już przyzwyczajony do
spłacania rat, może warto kupić następny, by nie wyjść z wprawy? Ale przecież
ten mi dobrze służy, jest niezawodny, ma tylko jedną wadę -jego linia jest już
niemodna, co spotyka się z krytycznym osądem znajomych. Co tam! Grunt, że jedzie
tam, gdzie chcę!
Podobne dylematy dręczą również tych Polaków, którzy chcieliby wymiany obecnego
rządu. Okazja będzie jesienią i trzeba się zastanowić, czy mamy ochotę na lepszy
model, czy pozostać przy dotychczasowej machinie rządowej. Jest ona nieco
zużyta, a nawet jak twierdzą niektórzy -mocno sfatygowana, ale jeszcze jakimś
cudem działa. Argumentem przemawiającym za zmianą są rosnące koszty jej
utrzymania, wiele części nadaje się do wymiany, a zużycie paliwa przekracza
normy europejskie. Ale cóż, kiedy nie widać na horyzoncie nic bardziej
odpowiedniego! Już raz miał uszczęśliwić nas pojazd marki „PiS”, który i dziś
jest w ofercie. Pamiętamy jednak, że mimo wymiany kierowców zepsuł się w połowie
okresu gwarancyjnego -teraz go podobno naprawiono, przemalowano na czarno i
wystawiono ponownie do sprzedaży. Z kolei ciągnik rolniczy „PSL” nie nadaje się
do ruchu w mieście – jest przydatny głównie tam, gdzie miały być autostrady, a
jest grząskie bagno lokalnych dróg, w którym o mało co nie zakopała się limuzyna
ministra Grabarczyka. Wyciągnęły ją konie latyfundystów zrzeszonych w KRUS-ie.
Jest jeszcze dzielna ekipa strażaków w czerwonym wozie bojowym „SLD”, która
czeka w pogotowiu na jakiś poważny wypadek ekipy Tuska posilając się jabłkami i
grzybami. Mankamentem ich pojazdu jest konieczność użytkowania go razem z
zawartością zbiorników, napełnionych mętną wodą ze skompromitowanych,
ideologicznych źródeł.
Ostatnio pokazują nam też nowe modele. Pierwszy z nich okazał się jednak
składakiem z mocno używanych części -spod nowego lakieru wyłazi stara rdza
pokrywająca emblemat „PJN”; głośny warkot sugerujący sportowe osiągi jest
wynikiem zdjęcia tłumika, a nie mocy jednostki napędowej. Drugi to jednoosobowy
pojazd Palikota. On także wzbudził chwilową sensację – miał być napędzany
mszalnym winem odebranym hierarchom, co się udać nie mogło. Błędne założenie, że
można cokolwiek zabrać biskupom, to przyczyna klęski oryginalnej konstrukcji.
Tak więc skazani jesteśmy na poruszanie się po krętej drodze wiodącej do
świetlanej przyszłości wehikułem, który nabyliśmy cztery lata temu wierząc
reklamom, że będzie szybki, sprawny i nowoczesny. Nie była to najlepsza
inwestycja. Świta jednak nadzieja, że po planowym remoncie trochę zbliży się do
zapowiadanych parametrów. Ma pomóc w tym nowa ustawa, którą zaproponował
minister Boni, która zmęczone i wypalone zbyt ciężką pracą tryby państwowej
maszyny odeśle na roczną regenerację. Po powrocie będą „jak nowe”! Tylko skąd w
czasie ich absencji wziąć pełnowartościowe „części zamienne”? Kto miałby
zastąpić np. wyczerpanego premiera? Może wypożyczyć z PiS-u Kaczyńskiego, który
chętnie przesiadłby się ze „Skody” do rządowego BMW, pozostawiając na lodzie
swoją samochodową V kolumnę złożoną głównie ze zdezelowanych „maluchów”.
Przepraszam, głupi pomysł.
Zachodzi wiele podobieństw między nabyciem używanego auta a wyborem używanego
rządu, ale są i różnice. My musimy spłacać kredyty, a politycy? Zaciągają je u
nas, nazywając tę pożyczkę „kredytem zaufania”; spłacać jej jednak się nie
kwapią. Od ich sposobu kierowania państwem nikt nas nie ubezpieczy, a szkody,
jakie wyrządzają, musimy sami pokrywać z tej resztki naszych dochodów, jakie
pozostają nam po opłaceniu haraczy i danin na rzecz „przyszłego szczęścia całego
narodu” i natychmiastowego dobrobytu jego przedstawicieli.
Najważniejsze, że jednak jedziemy. Wiemy mniej więcej -dokąd, ale żeby jeszcze
ktoś nam wytłumaczył, dlaczego tak powoli!
a.kopff@wp.pl
czytaj także
www.1944kopff.bloog.pl