Polska świętuje!
Ogólna opinia o Polakach głosi, że jesteśmy narodem
ponurym, pozbawionym poczucia humoru, zacietrzewionym w dyskusjach, zapiekłym w
nienawiściach -który najchętniej czci rocznice klęsk, przegranych bitew, a
ostatnio katastrof. Ja jednak odniosłem inne wrażenie w sklepie mięsnym, w
którym stojąca przede mną jejmość dokonywała zakupów przed majowym weekendem. -
Białej kiełbasy proszę dwa kilo, a tej zwyczajnej -no...zaraz policzę , ilu nas
będzie...poproszę trzy kilo. Uśmiechnęła się przepraszająco do kolejkowiczów.-
Trzeba się przygotować do świątecznego grilla, jedziemy ze znajomymi na działkę
-wyjaśniła, choć mało kogo te obfite zakupy zdziwiły. Przecież prawie wszyscy
stali po to samo.
Do tego zwyczaju dostosowało się wielu rodaków, dzięki czemu
Warszawa w majowe dni wyludniła się do tego stopnia, że nawet do oglądania
transmisji kanonizacji Jana Pawła II zebrała się ledwie garstka widzów na placu
Piłsudskiego. Tłumów także nie było pod Zamkiem na uroczystościach 3-majowych,
dlatego też nie do wszystkich dotarły pełne goryczy słowa pana prezydenta o
niewłaściwej wersji pieśni religijnej „Boże, coś Polskę”- śpiewanej przez
zwolenników Polski alternatywnej podczas comiesięcznych marszów z pochodniami.
Mimo wszystko, wiele było w tych dniach radości -każdy mógł
znaleźć do niej powód dopasowany do indywidualnych upodobań. Najczęściej była to
arcypolska schadenfreude. Ci, którzy pozostali w domach, cieszyli się, że pogoda
nie sprzyjała tym, którzy wyjechali w plener, a ci z kolei mieli satysfakcję, że
domatorzy otrzymali jako rozrywkę niemożliwy do oglądania program telewizyjny,
naszpikowany bogoojczyźnianymi transmisjami. Wielką radość wśród przeciwników
PiS-u przyniosła wiadomość o pożarze pociągu, którym podróżowali do Rzymu
posłowie tej partii - oni dziękowali Bogu za to, że uchronił ich przywódcę przed
niewątpliwym zamachem, którego sprawcy nie przewidzieli, że choroba mamy
zatrzyma go w domu. Serca zebranych na placu św. Piotra wypełniły się radością
na widok trumny ze zwłokami błogosławionego, a nagła wiadomość, że Bin Laden
został zastrzelony wzbudziła euforię na całym świecie i tylko nieliczni sceptycy
wyrażali wątpliwość, czy przypadkiem sprawiedliwość nie zdobyła zbyt wielkiej
przewagi nad prawem. Niewielu udało się na wiece z okazji święta pracy, w
nadziei, że może jednak w natłoku ważniejszych wydarzeń da się jeszcze
pomanifestować w obronie ludzi, którym chce się pracować. Niestety- pochody
związkowych bossów się nie odbyły, gdyż ci, w których obronie/?/ corocznie
maszerowano, siedzieli w tym czasie przy dymiącym grillu, albo w kościele albo
przed telewizorem /co na jedno wychodzi/ i w tradycyjnej maskaradzie nie wzięli
udziału. Stanowczo zestaw atrakcji był zbyt obfity /przecież jeszcze żywe są
wspomnienia królewskiego ślubu/ i w przyszłości należy znaleźć sensownego
koordynatora podobnych imprez. Bo przecież pierwszy dzień maja to także rocznica
unio-wstąpienia – na jej uczczenie już zabrakło pomysłu. Ale przecież dla
każdego było coś miłego. W tym roku -po dziurki w nosie.
Kiedy już opadnie kurz po eksplozji świątecznej radości,
potrzebna będzie refleksja i zaduma. Po co nam to było- pomyśli sobie niejeden
obywatel, czekając na uświęconą świeżą tradycją datę 10 maja. ”Pamiętaj, abyś
dzień święty święcił” -brzmi przykazanie. No dobrze, świętowaliśmy. Tylko - co
zrobić z nadmiarem kiełbasy?
a.kopff@wp.pl
czytaj także
www.1944kopff.bloog.pl