Do celu, czy do celi?
Od paru dni na ekranach telewizorów pojawia się dyżurny obrazek – rozgrzebany
fragment autostrady A 2 wraz z komentarzami o zagrożeniach dla mistrzostw w
piłce kopanej i nieudolności rządu Tuska. Opozycja gromko nawołuje do dymisji
ministra Grabarczyka, a najlepiej premiera – ostatnio do krytyki użyto b.
ministra w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, Jerzego Polaczka, wsławionego tym, że
za jego kadencji wybudowano mniej więcej jeden kilometr dwupasmowej trasy. Ale
ja nie o tym -ten smutny stan rzeczy ma swą przyczynę, choć ci, którzy go
spowodowali, w żaden sposób nie chcą wziąć na siebie odpowiedzialności.
Ustawa o zamówieniach publicznych, bo o niej będzie mowa, to
niezwykłe dzieło parlamentu. Uchwalona w podniosłej atmosferze miała zapobiegać
korupcji, wyeliminować przypadki uzyskiwania korzyści majątkowych w zamian za
łapówkę, a schwytanych na gorącym uczynku piętnować. Stworzono więc urząd dla
Julii Pitery, utworzono CBA , na czele którego postawiono tropiciela nieprawości
-Mariusza Kamińskiego, a pod hasłem walki z korupcją rozwijała się kariera
zarówno b-ci bliźniaków, jak i agenta Tomka. Pięknie! Duszona ich „czystymi
rękami” korupcja zdycha, stawiając pod znakiem zapytania sens istnienia
tropiących ją instytucji. Te zaś, broniąc się przed likwidacją, wprowadziły nowy
obyczaj – nie trzeba już udowadniać przestępstwa, wystarczy samo podejrzenie!
Przypomnijmy sobie -tak wykończono prezydenta Warszawy, Piskorskiego,
oskarżonego o niecne praktyki w czasie budowy mostu świętokrzyskiego, a niedawno
postawiono podobne zarzuty odpowiedzialnym za budowę metra. Tragicznie
zakończona sprawa Barbary Blidy też miała początek w rzuceniu
„usprawiedliwionych podejrzeń”. Łaknące sensacji media od razu ferowały wyroki –
a spóźnione werdykty sądów, uniewinniające „podejrzanych”, nie przykuwały uwagi
dziennikarzy i opinii publicznej.
Nie ma się zatem co dziwić, że ostrożny min. Grabarczyk,
odpowiedzialny za budowę autostrad, postanowił literalnie wypełniać przepisy
ustawy, nakładającej na niego obowiązek przestrzegania procedur przetargowych
wraz z nieodzowną liturgią odwołań, zmian decyzji, unieważnień i ponownych
ogłoszeń, szalenie czasochłonnych i, co tu dużo mówić -kosztownych. Co gorsza,
warunki przetargów zawierają jedno zasadnicze kryterium – oferta ma być
najtańsza! Walczący z niewidzialnym smokiem korupcji posłowie bez wyobraźni
uruchomili tym samym najgorszy z możliwych scenariusz – nie jakość, lecz cena
się liczy! Dlatego też parodię przetargu na budowę odcinka między Łodzią a
Warszawą wygrała chińska firma Covec, bo za kilometr autostrady zaoferowała cenę
o połowę niższą niż konkurenci. Nie wzbudziło to, mimo ostrzeżeń fachowców,
podejrzeń co do rzetelności chińskich budowniczych -odtrąbiono sukces i
przystąpiono do realizacji szlaku łączącego stolicę z Europą. Radość trwała
krótko. Chińczycy zainkasowali część należności, nie zapłacili polskim
podwykonawcom i zeszli z budowy, zostawiając po sobie księżycowy krajobraz i
rozwiane iluzje, że budować można szybko i tanio.
I co teraz? Podobno są dwa wyjścia -albo ogłosić kolejny
przetarg, ale stosując obowiązujące przepisy jego rozstrzygnięcie nastąpi za
rok, czyli nieco za późno, albo podjąć heroiczną dla rządu decyzję o powierzeniu
dokończenia budowy jakiejś poważnej firmie bez tego wymogu. Nie sądzę jednak, by
na to rozwiązanie, dające szansę na terminowe zakończenie robót się zdecydowano
-nikt, pomny doświadczeń z przeszłości nie chciałby stawać przed sądami,
trybunałami i pod tzw. pręgierzem opinii -kształtowanej przez żądną sensacji
prasę pod zarzutem podejrzenia o korupcję. A jakie używanie mieliby opozycyjni
krasomówcy, nie poczuwający się do odpowiedzialności za wieloletnie zaniedbania
z czasów, kiedy sami rządzili! Ale w walce o władzę mniejsza o takie drobiazgi
-liczy się cel nadrzędny, a nie jest nim przecież interes obywateli, tylko
wyborczy sukces i pognębienie politycznych przeciwników.
Gdyby jednak machnąć ręką na partyjne przepychanki, to może
udałoby się uratować autostradową inwestycję czyniąc odpowiedzialnymi za nią
ludzi sprawdzonych. Co prawda, są to osoby „skorumpowane”, ale jak pamiętamy
-skuteczne! Piskorski, Zdrojewski, Kozak – to wykreowane przez tych, którzy sami
niczego nie zbudowali, symbole tego procederu- ale przecież most stoi, trasa
siekierkowska funkcjonuje, a metro wozi pasażerów. Czy nie wypada wreszcie
przyznać, że ci, którzy na przekór świętoszkom sejmowym potrafią za cenę utraty
stanowisk i dobrego imienia podejmować odważne decyzje, są społeczeństwu
bardziej potrzebni niż asekuranci, kurczowo trzymający się wydumanych, lecz
zapewniających trwanie przy korycie, idiotycznych przepisów? Czy obecnie
rządząca ekipa do takich poświęceń jest zdolna? Odpowiedź na to pytanie poznamy
wkrótce. Ja już się domyślam, jaka będzie.
a.kopff@wp.pl
czytaj także
www.1944kopff.bloog.pl