Wszystko już było
Nie jest
tajemnicą, że ze wszystkich zdarzeń towarzyszącym kolejnym wyborom najbardziej
lubię ten dzień poprzedzający głosowanie -dzień ciszy. W tym roku również czas
powyborczy nie absorbował zbytnio naszej uwagi, bo i wyniki były w zasadzie
przesądzone, i harmonogram tworzenia rządu zakładał parę tygodni spokoju, a i
premier Tusk nie kwapił się zbytnio do pośpiechu w tej materii. Ale cóż
-szczęście nie trwało długo, nowowybrani wreszcie się zebrali i po wstępnych
awanturach ustalili swoje władze, a pan premier poganiany przez niecierpliwiące
się medialne stado łowców sensacji ustalił dość zaskakujący skład swego
gabinetu. Machina rządowa ruszyła i od razu mieliśmy przedsmak tego, co nas
czeka.
Przegrany doszczętnie prezes oczyszczonej z wrogów partii
postanowił zademonstrować swój stosunek do obowiązującego w Sejmie porządku
obrad. Wyglądało to tak: premier z mównicy wygłasza expose – drzwi się otwierają
i na salę obrad wkracza spóźniony pan Kaczyński z komórką przy uchu. Prawdziwe
wejście smoka! Premier udaje, że nie widzi tej parady, pan Kaczyński siada w
pierwszym rzędzie i dalej nawija w słuchawkę. Telewizja ma wreszcie ciekawe
kadry- naprzemian Tusk z trybuny i Kaczyński zajęty prywatną rozmową, ignorujący
zarówno mówcę, jak i rodaków, którzy taki sposób sprawowania mandatu opłacają.
Pewna pani doktor zapytała na swoim blogu, co by to było, gdyby spóźniała się na
operacje, a na zebraniu personelu rozmawiała przez telefon. Pytanie uznała za
retoryczne – ale porównanie jest trafne, gdyż przemówienie Donalda Tuska
dotyczyło właśnie operacji ratowania kraju z opresji, w jakie wpędził Polskę
zarówno kryzys europejski, jak i własne wieloletnie zaniedbania. Ale tych
problemów pan prezes nie rozumie, toteż w swoim wystąpieniu do rozwiązań
zaproponowanych przez premiera w ogóle się nie ustosunkował - plótł swe zwykłe
androny /wszystkiemu winien Tusk!/ i skończył ograną frazą o hańbie smoleńskiej.
Po czym manifestując pogardę dla pozostałych posłów innych ugrupowań opuścił
salę , unosząc własną nabzdyczoną godność „żoliborskiego inteligenta” poza jej
teren.
Zrozumiałem, że ta kadencja parlamentu będzie się niewiele
różnić od poprzedniej. Dopóki za tzw. prawicową opozycję uważać się będzie
osłabiona podziałami partia „małego Szu”- skazani jesteśmy na oglądanie
dziecinnych dąsów, grymasów i negacji jakichkolwiek inicjatyw rządowych, a także
na chamskie wybryki, jakie wzorem swego pana urządzą jego słudzy na sali
sejmowej. Dyskusje w telewizji nadal wyglądać będą jak dotychczas -z jednej
strony Kidawa- Błońska lub Szejnfeld, z drugiej Hofman czy inny Błaszczak. O
żałosnym odłamie PiS-u i jego sejmowej reprezentacji pod kpiącą nazwą „Polska
Solidarna”, szkoda mówić- pani Kempa wystąpieniem z trybuny sejmowej pokazała,
że choć szyld się zmienił – handluje tym samym towarem.
Pewne nowości mamy na tzw. lewicy, jeśli za nowość uznamy
powrót na arenę cyrku na Wiejskiej wyleniałego już nieco lwa SLD-owskich salonów
z czasów prosperity tej partii. Bon-moty, którymi Leszek Miller uraczył
słuchaczy swej oracji były równie błyskotliwe jak te, które Naczelny Mongoł III
RP wygłasza w TVN-ie, wzbudziły jednak chwilami pewną wesołość , głównie z
powodu rozziewu między imponującą postawą ex-premiera, a jego skarlałym
zapleczem.
Obok resztek po niegdysiejszej sile przewodniej usadzono Ruch
Palikota. To właściwie jedyna formacja, której wejście do parlamentu jest
zaskoczeniem i to tak wielkim, że nawet Stefan Niesiołowski przypomniał sobie,
że był w ZChN-ie i teraz zionie przeterminowanym jadem w kierunku swego - nie
tak dawno- kolegi z Platformy. Ten bowiem wjechał na Wiejską wspierany przez
Jerzego Urbana /horrendum!!!/ i stojąc na mównicy wygrażał paluchem nie tylko
krzyżowi, wiszącemu mu za plecami, ale i całej bogobojnej trzódce parlamentarnej
i jej nieźle odżywionym pasterzom. Palikot uczynił ten temat wiodącym – ostatnio
wyśledził , że wielu prominentów rządowych to watykańscy agenci! Stoi to w
jaskrawej sprzeczności z twierdzeniami prezesa Kaczyńskiego, który z kolei
uważa, że to szpiedzy moskiewscy. Kroi się debata w TVN-ie, a który z nich ma
rację-rozstrzygną widzowie głosując SMS-ami.
Na koniec słowo o expose – było krótkie i węzłowate, spotkało
się z uznaniem Platformy i PSL-u /trudno się dziwić!/, ale, o dziwo, spodobało
się również fachowcom pozarządowym. Oni, gdyby mogli, też przyklasnęliby
poczynaniom premiera, ale niestety – poparcie zależy od tych wybitnych postaci,
które my, Polacy, wysłaliśmy do Sejmu, a tam różne rzeczy już się działy. W
sytuacji, gdy koalicja ma niewielką przewagę nad zjednoczoną w oporze przed
reformami Tuska opozycją -byle niedyspozycja żołądkowa jakiegoś posła może
zachwiać rządem, a nawet całym krajem. Pamiętacie Suchocką? Wszystko już było...
a.kopff@wp.pl
czytaj także
www.1944kopff.bloog.pl