Sic transit...
Wiadomo, że jak człowiek
się urodził, to pewnie umrze, choć jest taka grupa ludzi, którzy tej
zaskakującej prawdy nie przyjmują do wiadomości. Dlatego usiłują zrobić za
wszelką cenę kariery i odnieść sukcesy, dzięki którym chcą się unieśmiertelnić,
przynajmniej w krótkiej pamięci potomnych. Ale gdy podsumujemy ich życiowe
dokonania stwierdzamy, że ta sztuka mało komu się udaje. Więc jeszcze tylko
okolicznościowe wspomnienia naprędce złapanych dyżurnych żałobników, jakieś
pośmiertne odznaczenia /za życia się nie należało?/, dęty pochówek, wieczne
odpoczywanie. I cisza.
Zmarł Adam Hanuszkiewicz, przez wiele lat postać zarówno
sztandarowa, jak i kontrowersyjna w polskim teatrze. Sprawca ocierających się o
skandal przedstawień, które zapadły na długo w pamięci widzów, w ostatnich
latach swego życia ze zbiorowej pamięci rodaków wykreślony, bo nareszcie
niemodny i przebrzmiały -przez co nie zasługujący na uwagę recenzentów, krytyków
i całej tej hałastry, żywiącej się obszczekiwaniem cudzej pracy. Pozbawiony
własnego teatru usunął się w cień, do przebywania w którym nie przywykł w swym
teatralnym życiu i nieco zapomniany- odszedł. Okolicznościowo przypomniano nam
jeden z jego pierwszych telewizyjnych spektakli -”Apolla z Bellac” -sztukę po
latach zadziwiająco świeżą, mimo skromnej i prymitywnej, jak na upodobania
dzisiejszego widza - realizacji telewizyjnej. Na czarno-białym ekranie jak
cienie pojawili się wielcy artyści tamtych czasów -te widma na chwilę ożyły, by
pobudzić nas do refleksji nad sławą, która przemija, nad młodością, która trwa
krótko i nad sztuką, która może być nieśmiertelna, o ile zechcemy z nią obcować.
I o ile będziemy mieć dostęp do dzieł zamkniętych w lamusach, archiwach i
muzeach.
Dzień później odeszła Violetta Villas, artystka estrady, tak
wydawałoby się odległa od artystycznych dokonań Hanuszkiewicza. Uznana w swoim
czasie za królową kiczu, wyśmiewana przez krytyków, a przecież uwielbiana przez
publiczność, która jej rzadkie występy przyjmowała z entuzjazmem. Ale kiedy
ustały zupełnie -jakoś nikt nie zainteresował się jej życiowymi kłopotami,
których najczęściej sama była przyczyną. Wspominając zmarłą pięknie mówili o
niej ci, którzy z pomocą się nie kwapili, a którzy eksploatując jej talent i
popularność sporo w swoim czasie zarobili. Normalka.
Jest coś, co łączy te dwa, jakże odległe od siebie życiorysy.
To dokuczliwa gorycz starości płynąca z braku szacunku dla ich twórczych
dokonań. Nie zamaskuje tego pospiesznie przygotowana audycja czy telewizyjny
program, którym można okrasić pośmiertne wspomnienia. I nie chodzi tu tylko o
artystów – ale ogólnie o ludzi starych. Nic ich tak nie dotyka, jak lekceważenie
życiowych doświadczeń przez młode pokolenie, które wielokrotnie wyważa otwarte
wcześniej przez nich drzwi uważając to za swoje oryginalne odkrycie. A takie
postawy są dziś na porządku dziennym, bo korzystanie z dorobku poprzedników jest
uważane za obciach, zwłaszcza, że „starzy” są najczęściej „skażeni” pracą w
PRL-u. A gdzie niby mieli żyć? Więc skazuje się ich na zapomnienie, pospiesznie
i byle kim zapełniając wydarte im należne z racji talentów i osiągnięć miejsce.
Ale nie łudźmy się -nie zastąpi Hanuszkiewicza serialowy reżyser, a Villas
-laureatka „The Voice of Poland”, choć usilnie się o to starają zblatowani
medialni klakierzy. To nie ten format.
Kiedy przebrzmią żałobne wspominki, zastanówmy się, jak
naprawdę wykorzystać potencjał tkwiący w doświadczeniu seniorów. Jak nie
skazywać ich na bezczynność wtedy, gdy mimo wieku są w pełni sił twórczych? Jak
widzieć w nich nie tylko ZUS-owski złom, ale ludzi, z których doświadczenia
można by skorzystać, choćby po to, by uniknąć powtarzania się ich błędów? Jak
dać im radość płynącą z faktu, że są potrzebni? Jak ich szanować, by w mniej lub
bardziej odległej przyszłości samemu doznać podobnego szacunku?
Pośmiertne laurki może są potrzebne w telewizji -zmarłych nic nie obchodzą.
a.kopff@wp.pl
czytaj także
www.1944kopff.bloog.pl