Trzynastego...
... nawet w grudniu jest
wiosna! - ta piosenka Kasi Sobczyk umilała mi tę datę. Tak jest i w tym roku,
choć zawsze znajdzie się ktoś, kto popsuje nawet bardziej wesołe święto.
Trzydzieści lat temu zrobił to niejaki Wojciech Jaruzelski, teraz zadanie
obrzydzania ludziom życia podjął niezawodny w takich działaniach Jarosław
Kaczyński.
Ale na nic te wysiłki, bo życie bez względu na podobne
przypadki toczy się dalej -po trzynastym będzie czternasty, piętnasty, potem
święta, Nowy Rok i kolejne lata. To, co było, zajmować będzie emerytów
wspominających młode lata, które szybko minęły, często roztrwonione w
bezsensownych sporach nie wiadomo do dziś, o co. Ale przychodzi rocznica i
kombatanci są na topie -w tym roku było nad wyraz uroczyście! Pan prezydent
odznaczył kolejnych świeżo odkrytych bohaterów, których liczba zwiększa się
sukcesywnie w miarę upływu czasu od daty zdarzenia. Telewizje wywlokły przed
kamery „świadków tamtych dni”, prasa zamieściła dokładne opisy, jak to było,
dodając niedawno odkryte, do tej pory nikomu nieznane szczegóły, generał
zwyczajowo przeprosił i tylko pogoda spłatała figla – nareszcie, zgodnie z
życzeniem Kasi mamy w grudniu wiosnę. Nie tak, jak wtedy, w 1981 roku.
Pozwólcie zatem, że i ja powrócę do wspomnień z tamtych lat,
choćby po to, aby odpowiedzieć pewnemu młodemu arogantowi z Ostródy, który
powołując się na „b.ważne papiery” wyjaśnia mi tajemnice stanu wojennego –
spadaj, smarkaczu, ja przy tym byłem! To moje oświadczenie, muszę samokrytycznie
przyznać, nie jest zbyt wiarygodne, bo z tego okresu pamiętam wyłącznie
trudności z zaopatrzeniem, które jednak przezwyciężyłem konstruując stosowne
urządzenie z miedzianych rurek, wcześniej służących jako trąbka. Tym szczególnym
trąbieniem zaalarmowałem cały blok -wkrótce konkurencyjne wynalazki powstały u
sąsiadów. Kwitło całonocne życie towarzyskie, ponieważ goście z powodu godziny
milicyjnej wyjść nie mogli, zwłaszcza, gdy nie wysączono dzbana do dna. Gorzej,
kiedy rozmownego płynu zabrakło w nocy, ale od czegóż byli bohaterscy
taksówkarze, którzy omijając milicyjne rogatki przedzierali się do
zaprzyjaźnionego piekarza w Michałowicach. Pan Henio z przydziałowych rodzynków
potrzebnych do produkcji chałek destylował wysokiej jakości napój, wysoko
ceniony zwłaszcza przez zziębniętych żołnierzy, pilnujących, aby nikomu nie
wpadła do głowy zbyt drobiazgowa kontrola działalności piekarni. Tak więc zimowe
miesiące spędziłem w niezłym humorze, aliści przyszła wiosna i nowe wyzwania. Na
balkonie posadziłem nasionka, z których niedługo potem wyrosły dorodne zioła.
Podobno to było już wtedy zabronione, ale w tym czasie prawo było zajęte
ważniejszymi sprawami, bo energia władzy skupiała się na ściganiu
solidarnościowych „przestępców”. Korzystaliśmy z tej okazji, a z okien
parterowego mieszkanka buchał nie tylko dym, ale i wesoły śmiech -oczywiście, na
przekór ohydnej komunie! Zatem i mnie medal się należy.
Mam wiele podobnych kombatanckich wspomnień, które powodują,
że ten okres nienajnowszej już historii Polski jawi mi się jako coś
nierzeczywistego. Ale kiedy się otrząsnęliśmy z jego skutków, pojawiły się inne
okoliczności sprawiające, że data 13 grudnia nie budzi we mnie negatywnych
konotacji. Bo przecież w roku 2002 na szczycie Unii Europejskiej w Kopenhadze
zakończyły się negocjacje w sprawie akcesji Polski- właśnie 13 grudnia! Równo
pięć lat później, również trzynastego, ówczesny prezydent, Lech Kaczyński
podpisał Traktat Lizboński, lokujący nasz kraj w sercu europejskiej wspólnoty,
tej, którą jego pozostały przy życiu brat tak oprotestował 13 grudnia. To,
niestety, jest rzeczywistość i zastanawiam się czasem, czy w stanie wojennym on
też pił i zaciągał się skrętem, ale w przeciwieństwie do mnie -do dziś nie
przestał?
Nie wszystkim wtedy było do śmiechu -przyznaję. Ale dziś,
zamiast szwendać się bez sensu po ulicach Warszawy, lepiej, panie Kaczyński,
zastanowić się nad tym, jak wielki skok uczyniliśmy przez te trzydzieści lat.
Jak wzrosło zadowolenie i zasobność społeczeństwa! Musi pan przyznać- to wielka
zasługa ludzi tamtej Solidarności- Lecha Wałęsy i jego drużyny. Tych, których
pańscy totumfaccy opluwają i zniesławiają, korzystając z wywalczonej przez nich
swobody wypowiedzi i rzeczywistej demokracji, mocą której stracił pan możliwość
władzy. Teraz, nie mogąc się z tym pogodzić, organizuje pan żałosne hece na
ulicach stolicy, które, owszem, wywołują uśmiech- politowania.
Więc niech pan sobie zajara i do domciu. Butów szkoda.
a.kopff@wp.pl
czytaj także
www.1944kopff.bloog.pl