Myślenie nocą

     Od wielu lat sypiam krótko- jakieś sześć godzin na dobę, co zwykle mi wystarcza do normalnego życia- ba!- pozwalało mi to w czasach wzmożonej aktywności zawodowej do podejmowania pracy w pozostałych godzinach. Ale teraz, gdy moje umiejętności nie bardzo mają się komukolwiek przydać, spędzam więcej czasu w pozycji horyzontalnej, sprzyjającej myśleniu- zwłaszcza nocą. Przychodzą mi wtedy do głowy różne pomysły, teorie i ich praktyczne zastosowania, ale cóż – wstać się nie chce, by je zapisać. Dziś robię wyjątek.
    Korzystając z bezsenności obejrzałem sobie /na kanale bodajże Discovery/ odcinek serialu dokumentalnego o historii Luftwaffe. Nie będę streszczał -jak ktoś chce, niech sobie obejrzy, bo powtórki są częste. Skojarzyłem sobie natomiast równoległy przebieg dziejów ówczesnych Niemiec i Polski na przykładzie rozwoju lotnictwa w sąsiadujących ze sobą krajach i zadałem sobie pytanie: dlaczego na postępy niemieckiej technologii Polacy nie reagowali? Przecież te osiągnięcia widoczne były gołym okiem- nowoczesne samoloty Lufthansy codziennie lądowały na warszawskim Okęciu, a alarmujące wiadomości z Niemiec można było obejrzeć choćby w kinowych kronikach, Polacy w tym czasie upajali się sukcesami w sporcie balonowym, zwycięstwami Żwirki i Wigury w zawodach lotniczych oraz reportażami z kościelnych procesji. Rozziew potencjałów obu państw narastał, zagłuszany stukotem końskich kopyt na rodzimych wojskowych paradach. Jak to się skończyło -wszyscy wiemy.
    Historia- magistra vitae. Dzisiejsze Niemcy są nadal naszym sąsiadem, teraz podobno zaprzyjaźnionym. Piszę ”podobno” -gdyż przyjaźń między narodami to rzecz na tyle trwała, na ile służy wspólnym interesom, przez co na pstrym, politycznym koniu jeździ. Dobrze, że obecna struktura Europy wyklucza konflikty zbrojne, ale przecież na innych polach trwa walka konkurencyjna. To rywalizacja na każdym kroku: o dochód narodowy, o pozycję w świecie, o nowe technologie, o system bankowy, a wreszcie -o zdolnych ludzi. Przegrywamy z naszym sąsiadem w tych zmaganiach i na mapie Europy plasujemy się na miejscu nie zaspokajającym naszych ambicji. Dlaczego?
    Bo w naszym kraju straciliśmy z oczu te wartości, którym Niemcy zawdzięczają swój dobrobyt- zdolność do konsensusu i współpracy. Pytanie- czy mieliśmy je naprawdę kiedykolwiek? Narodową zgodę u nas podważyć może uliczny watażka lub spragniony rozgłosu idiota. Za wzniosłymi słowami nie idą działania -kiedy słyszymy np. ”patriotyzm” czy „solidarność”, wiemy że chodzi zwykle o małe interesiki jakichś politycznych hochsztaplerów. Wołamy wielkim głosem o potrzebne reformy, ale gdy przychodzi do dyskusji nad projektami- słyszymy tyle zastrzeżeń i protestów, że albo realizacja ich staje się niemożliwa, albo upstrzone „poprawkami” ustawy są bez sensu. W mediach rzeczy najważniejsze są poza obszarem zainteresowania – zastępują je relacje ze śledztwa w sprawie matki „półrocznej Madzi” lub dywagacje na temat wytrzymałości brzozy. Tym jest karmiona tzw. opinia publiczna. Poważną rozmowę o Polsce zastępują pyskówki i personalne ataki, a ważniejsze od zdecydowanych działań są sondażowe rankingi. W ogólnym chaosie wygrywa ten, kto aktualnie obieca gawiedzi coś miłego – najlepiej podwyżki, bez oglądania się na możliwości budżetu. A co tam! Pożyczyć, a spłatą niech się martwią następcy. Sęk w tym, że oni wcale się nie martwią, bo wiedzą, że też będą mieć następców. Taka jest nasza „sztafeta pokoleń”. Więc -hulaj dusza! Aż wreszcie co- Grecja?
    Można by zejść z tej równi pochyłej, ale wymagałoby to wielu wyrzeczeń, społecznej konsolidacji, zrozumienia wyzwań współczesności i umiejętności przewidywania. No i zdeterminowanych przywódców. Ale nawet obecny rząd, do niedawna uznany za najlepszy, kruszy się pod naporem błahych wydarzeń i przegrywa w starciu z tymi, którzy głośno krzyczą, ale nie mają nic sensownego do zaproponowania. W naszej historii ten schemat cyklicznie się powtarza -w pierwszej, drugiej, a teraz i w trzeciej Rzeczpospolitej.
    Długo w noc przewracałem się pod kołdrą w wyziębionym mieszkaniu. Drzemiąc w półśnie marzyłem, żebyśmy chociaż w piłce nożnej byli lepsi od Niemców. Nawet raz! Bo mamy przecież nowe, wspaniałe stadiony, jak chociażby ten narodowy, ocalony przed najazdem rodzimych barbarzyńców prostym zabiegiem odwołania pretekstu do zadymy : meczu Wisła -Legia. Warunkiem zwycięstwa jest jednak stworzenie skonsolidowanej drużyny, a to w naszym zanarchizowanym kraju nie chce od lat udać się w żadnej dziedzinie- nie tylko w sporcie. Polska to kraj indywidualistów, więc pojedynczych bohaterów mamy sporo, głównie po to, by po chwili unurzać ich w szambie. Jak śp. noblistkę.
    Takie myśli krążyły mi po głowie zanim zrozumiałem, że najlepszym sposobem na przetrwanie w naszej rzeczywistości przy zdrowych zmysłach są środki nasenne. Jutro idę do apteki. Tylko -skąd wziąć receptę?

a.kopff@wp.pl
czytaj także www.1944kopff.bloog.pl