Własność intelektualna

     Oddaję w Wasze ręce, drodzy czytelnicy, swoją własność. Jest nią ten skromny felieton, w którym chcę zawrzeć swoją wiedzę na temat nieustannie wałkowany od świtu do zmroku. W nocy też. Przyznaję, że pomyliłem się uważając, że sprawa przycichnie, bo nie jest warta takiego nagłośnienia. Nie ja jeden -premier też się pomylił i teraz spija gorzkie piwo uwarzone przez nieprzychylnych mu internautów i opozycyjnych harcowników.
    Zachowując bezpieczną odległość od tego rozgardiaszu patrzę na problem zupełnie z innego punktu. Widzę bowiem głębokie niezrozumienie prawd podstawowych, zastępowanych przez jakieś powierzchowne dywagacje nacechowane złą wolą. Jej wykwitem są nieprawdopodobne wprost bzdury wygłaszane przez tzw. obrońców internetowej wolności pod adresem ludzi kreatywnych zwanych twórcami. Ten konflikt, sztucznie rozdymany, jest daleko bardziej groźny niż zapisy ACTA, bo staje się kolejną linią podziału – my i oni. „My”- to konsumenci dóbr intelektualnych, wytworzonych przez „nich” - domagających się ochrony tego, co uważają za swą własność. Jakże to- piosenka, powieść, film, a także program komputerowy, fotografia, patent czy znak towarowy – mają być własnością jakiegoś ziutka, któremu trzeba płacić za wykorzystanie? To przecież ograniczenie wolności, bo kontrola użytkowania wymagać będzie ograniczenia anonimowości, a to uznano za podstawową wartość Internetu. Dzięki niej dowiadujemy się przecież od nieznanych z imienia i nazwiska osób, co sądzą o Hołdysie, że Jacek Bromski to ch.. nie reżyser, a ZAiKS to zbrodnicze stowarzyszenie twórców, wyzyskujące nie tylko całe społeczeństwo, ale i swoich członków. Tę „myśl” rzucił jeden z blogerów, którego bym nigdy nie podejrzewał o tak prymitywne poglądy.
    W tej atmosferze ludzie kreatywni czują się coraz bardziej zaszczuci. Zarzuca się im, ze imię swych interesów blokują dostęp do swych dzieł /panie, co to za dzieła!/ porządnym ludziom. To nie wiek pary i elektryczności, gdzie Edison czy bracia Wright chronieni patentami dorobili się majątków przy akceptacji zachwyconego ich wynalazkami amerykańskiego społeczeństwa. To wiek komputerów, czyli natychmiastowego dostępu do wszystkich wytworów ludzkiej myśli -dodajmy- bezpłatnego i lekceważącego prawa wynalazców i twórców. Kto się będzie zajmował wytwarzaniem dóbr kultury czy rozwojem technologii, jeśli nikomu nie będzie się opłacało być geniuszem?
    W naszym kraju zwycięża vox populi, dlatego też nie można – zresztą od dawna -liczyć na zrozumienie dla coraz mniej licznych kreatywnych jednostek. A przecież efekty pracy umysłowej tych, których jeszcze parę lat temu pogardliwie stawiano na trzecim miejscu w hierarchii społecznej po robotnikach i chłopach dają rezultaty owocujące wzrostem zamożności całego narodu. A tylko te kraje się liczą, które potrafią wykorzystać zdolności swych obywateli i nie skazują ich na ostracyzm, a w wielu przypadkach – na banicję.
    Obecne dyskusje oddalają nas od właściwego pojmowania tych prostych prawd. Chciałbym, by wreszcie ktoś wytłumaczył zapiekłym matołom, że tzw. własność intelektualna jest w gruncie rzeczy własnością całego narodu, nawet tych głupków, którzy siedząc przed kompem wypisują obelgi przeciw znienawidzonym twórcom. Ta własność tworzy wydawałoby się niematerialną, ale najbardziej cenną część narodowego bogactwa. Ona także stawia kamienie milowe rozwoju ludzkości i dlatego przetrwa wszelkie dziejowe zawieruchy. Ci, którzy ją tworzą, powinni być hołubieni przez władze i szanowani przez współobywateli- niestety, postawieni pod pręgierzem bezmyślnych opinii powinni przeprosić za to, że żyją.
    Rozejrzyjcie się po własnym mieszkaniu – wszystko, co się tam znajduje, to wynik intensywnego myślenia utalentowanych ludzi z krwi i kości, a przede wszystkim z mózgu. Użytkujecie to bez sekundy refleksji, że te przedmioty mają swych twórców, że bez nich bylibyśmy w jaskiniach, że tym dziś już niejednokrotnie zapomnianym ludziom należy się wdzięczność i podziw, a żyjącym gratyfikacja. Potem wyjdźcie na ulice i protestujcie przeciw twórcom, ograniczającym waszą wolność, albo włączcie telewizor i obejrzyjcie sobie bicie piany na ten temat. Przy okazji dowiedzcie się, że obrazek na ekranie zawdzięczacie niejakiemu Paulowi Nipkowowi, wynalazcy urządzenia do przetwarzania obrazu w impulsy elektryczne, co stało się początkiem telewizji. Urodził się w Lęborku, był Kaszubą.
    Ale czy was to obchodzi...



 


a.kopff@wp.pl
czytaj także www.1944kopff.bloog.pl