Dziadek w grobie się przewraca
Nieszczęścia, jakie
nawiedzają rodzaj ludzki mają różne przyczyny. Wichury, powodzie , trzęsienia
ziemi – na te zjawiska nie mamy wpływu, choć niektóre można przewidzieć. Ale
największe, tragiczne żniwo, zbiera działalność człowieka, istoty wydawałoby się
rozumnej, a jednak nieprzewidywalnej z powodu nieodpowiedzialności,
niekompetencji, czy zwykłej głupoty.
Katastrofa kolejowa pod Szczekocinami zdarzyła się
nieprzypadkowo -jej przyczyny leżą jednak znacznie głębiej niż to się zdaje
związkowcom kolejarskim, publicystom w rodzaju Pospieszalskiego czy Sakiewicza,
politykom upatrującym zbawienia świata w stanowieniu przepisów i praw. To skutek
powszechnego lekceważenia obowiązków, braku szacunku dla rzetelnej pracy i
nieumiejętności skutecznej współpracy w sprawach najważniejszych -nawet tych
decydujących o życiu lub śmierci ludzi. A dotyczy to zawodów, uznawanych kiedyś
za „misyjne” -lekarzy, dla których zdrowie pacjentów stanowi pretekst do
szantaży płacowych, sędziów i prokuratorów, nie przejmujących się skutkami swych
mocno dyskusyjnych wyroków, polityków, którzy reprezentowanie wyborców zamienili
na przepychanki międzypartyjne czy wreszcie dziennikarzy, gotowych służyć
każdemu, kto zakupi ich moralną nicość. Więc dlaczego pracownicy kolei mieliby
być nieskazitelni? W dobie poszukiwania „gdzie się da” pieniędzy i ich zawód się
zeszmacił.
Piszę to ze smutkiem, bo mój dziadek był kolejarzem,
konkretnie maszynistą. Prowadził pociągi za czasów CK Austrii, a po I wojnie na
terenie odrodzonej Rzeczpospolitej. Nie od rzeczy będzie wspomnieć, że klejone z
trzech zaborów państwo miało wielkie problemy komunikacyjne -choćby z powodu
wojny w swych granicach, zmiennego rozstawu szyn, zniszczonego taboru i
infrastruktury. A mimo tego punktualność kolei, czystość i jakość kolejarskiej
pracy była przysłowiowa. I -co należy dodać -doceniana przez obywateli. Dość
powiedzieć, że dziadek po przejściu na emeryturę został miejskim radnym, a za
swoją pensję stać go było na wybudowanie okazałego domu. Można westchnąć -gdyby
nie wojna...
Bo potem było gorzej. Polska robotników i chłopów zepchnęła
brać kolejarską z piedestału, zamieniając pracowników PKP w niechlujnych roboli,
a pociągi w zdewastowane chlewy. Dziadek nie przetrzymał -umarł na początku tej
degrengolady. Budowany przez wiek obraz człowieka w kolejarskim mundurze
kojarzono teraz z brudnym dworcem, nieuprzejmą kasjerką, wiecznie spóźnionymi i
poruszającymi się w żółwim tempie pociągami i konduktorem wyciągającym łapę po
kasę. Trwało to lat kilkadziesiąt -aż się ludzie przyzwyczaili. Dlatego też
powrót do normalności, czy jak niektórzy twierdzą -do Europy, jest tak trudny, a
dla wielu - niepojęty ich ukształtowanym w poprzedniej epoce rozumem. Łatwiej
jest wprowadzać techniczne nowości niż zmienić socjalistyczną mentalność,
kultywowaną w środowiskach związków zawodowych. Stamtąd też, po katastrofie
rozlegają się głosy krytykujące rząd, żadnej refleksji nad własną rolą – i
pośrednio winą -nie słychać.
Proponowane przez kolejne rządy reformy kolejowych struktur
przyniosly nieopisany bałagan i rozmycie kompetencji. Na gruzach
zhierarchizowanego monolitu PKP wyrosło multum spółek i spółeczek, a rentowność
stała się głównym kryterium ich działalności. Komunikacyjną „misję” i zawodowy
etos szlag do reszty trafił. Profesor Paprocki z SGH zadał proste, lecz
niszczące „reformatorów” pytanie : po co ten podział? Podobno miało to
spowodować kapitalistyczną konkurencyjność podzielonego na kawałki
przedsiębiorstwa, ale przyniosło głównie chaos widoczny przy okazji ustawicznych
zmian w rozkładach jazdy. Interes pasażerów w tym bajzlu przestał się liczyć,
pracownicy też na tym dobrze nie wyszli. A konkurencyjność? Wygrywają TIR-y ,
autostrady i transport indywidualny, a na kolei króluje czerwone światło.
Niektórzy przestali zwracać na nie uwagę. Skutki znamy.
Dziadek -maszynista przygląda się temu ze swojej fotografii
wiszącej nad moim biurkiem, a na rzeszowskim cmentarzu zapewne nie raz przewraca
się w grobie. Pocieszeniem może być tylko niecodzienna w naszym zatomizowanym
społeczeństwie akcja ratunkowa ofiar wypadku , gdy do pomocy rzucili się
spontanicznie okoliczni mieszkańcy i zmobilizowani błyskawicznie ratownicy.
Wielu poszkodowanych zawdzięcza im życie, ale też dla wielu nie było ratunku.
Oczywiście – odpowiedzialni za wypadek się znajdą. Wszyscy?
a.kopff@wp.pl
czytaj także
www.1944kopff.bloog.pl