„Kupa śmichu”
Znowu poleżałem sobie parę dni w szpitalu. Nic
niezwykłego, bo już przywykłem. I tylko pomiędzy zabiegami ,leżąc w czystym,
zadbanym pokoju , odczuwałem dotkliwie brak czegoś, co dałoby mi chwilę
odpoczynku od kłębiących się nienajweselszych myśli i uprzyjemniło ciągnące się
w nieskończoność nudne dni pobytu. Włączyłem więc radio i znalazłem stację,
która pod hasłem „Przeboje PRL-u” nadawała piosenki z tamtego okresu. Wróciły
wspomnienia z lat młodości , odezwały się głosy /w większość zza grobu/, słowem
-zrobiło się lirycznie, nostalgicznie i trochę smutno. Bo jakże niewielu moich
kolegów i przyjaciół dotrwało do dzisiejszych, wesołych, bądź co bądź, czasów.
Przypomniałem sobie więc te wszystkie peregrynacje z tzw.
koncertami po kraju. Te zdezelowane autobusy, okropne hotele i jedynie otwarte
wieczorami restauracje dworcowe, te brudne sale i kiepskie nagłośnienie,te
wizyty w cenzurze i walki o honoraria. I te naprędce klecone programy według
uświęconego tradycją i oczekiwaniami widza schematu: prolog, konferansjer,
piosenki i coś „do śmichu”- czyli jakiś parodysta lub satyryk- kabareciarz, bo
taki spektakl miał zapewnione powodzenie.
Od wielu lat nie biorę udziału w podobnych przedsięwzięciach,
zwłaszcza, że w naszym kraju ktoś, kto zajmuje się muzyką rozrywkową - jest po
ukończeniu 50 lat skończony. Nawet śp. Jarek Kukulski zaczął wtedy pisać pod
pseudonimem, gdyż na dźwięk jego nazwiska macherzy od mediów zawyrokowali, że
jego piosenek nie puszczą, bo jest za stary. Takie teraz obowiązują kryteria. To
nie Ameryka. Odeszło też pokolenie estradowych rozśmieszaczy – dziś ludzi bawią
występy tzw. kabaretów, bazujących na najbardziej prymitywnych żartach i
wygłupach. Jeden Andrus wiosny nie czyni.
Nie myślcie jednak, że pod wpływem tych przemian stałem się
smętnym, zgorzkniałym i kwaśnym malkontentem. Nic z tych rzeczy! Znalazłem sobie
bowiem w tej rzeczywistości rewelacyjny pomysł na dobry humor i teraz Wam go
zdradzę. Ludzie! Słuchajcie Kaczyńskiego!
Zrazu traktowałem jego wystąpienia podobnie jak innych
politycznych celebrytów. Ot, nudzi, pieprzy jak potłuczony w nadziei na promocję
w mediach i jakąś tam frekwencję na swoich wiecowych chałturach. Tak zresztą
było, ale teraz pan prezes się rozwinął i rozbudował znacznie swój repertuar
wzbogacając go o kreacje, o jakie bym go nigdy nie podejrzewał. Ostatnio
wystąpił jako promotor talentów ekonomicznych, parę dni później jako żałobnik, a
zaraz potem jako twórca nowego rządu, na który nikt /poza nim/ nie czeka. W tych
rolach był tak zabawny, że do dziś tkwię w podziwie dla jego satyrycznych
dokonań.
Ci wszyscy, którzy postanowili traktować go serio, dużo
tracą. Bo tak naprawdę- prezesem targa wspomnienie z czasów PRL-u właśnie, kiedy
to grał w kultowym dzisiaj filmie. Gdyby poszedł za swym powołaniem, ani chybi
zostałby wziętym artystą i dziś byłby człowiekiem z ogromnym dorobkiem w
dziedzinie, która przynosi popularność i profity. Niestety, źle pokierował swym
losem i dlatego ma nikłe szanse, by jego polityczna działalność za parę lat była
warta wspomnienia. I tylko spoza naburmuszonej maski niespełnionego polityka
wyłania się czasem oblicze wesołka, który z figlarnym błyskiem w oczach serwuje
nam dowcip o „premierze Glińskim” i zarykując się ze śmiechu patrzy na
ogłupiałych swych zwolenników, wpuszczonych w maliny. Panie prezesie! Śmieję się
wraz z Panem gratulując poczucia humoru!
Gdyby się Pan zdecydował na zmianę dotychczasowego emploi -
kto wie, może i ja wróciłbym do czasów chałturniczej włóczęgi po Polsce. Teraz i
drogi lepsze, i autobusy wygodne, hotele wspaniałe, a restauracje -palce lizać!
Napisałbym dla Pana parę piosenek, zinstrumentowanych na dwie Dudy, a promocją
zająłby się najbardziej sprawny menadżer- ojciec Rydzyk. Sukces murowany! A i za
parę lat radio miałoby co nadawać w audycjach z cyklu „Przeboje III
Rzeczpospolitej”!
Pozostaje mi czekać na pańską decyzję. Nie tylko mnie,
zresztą. Z poważaniem
a.kopff@wp.pl
czytaj także
www.1944kopff.bloog.pl