Reżyser! Reżyser!
Ten zwyczajowy okrzyk
wznosi zwykle publiczność premierowego przedstawienia i wówczas na scenę
wypychają inscenizatora spektaklu, który oglądaliśmy najczęściej z większym lub
mniejszym zażenowaniem. Z udawaną skromnością ów demiurg kłania się na wsze
świata strony, czasem machnie ręką w kierunku klakierów lub rodziny, odbiera
przygotowane kwiatki- aż wreszcie zapada kurtyna i można iść do domu. To jest
rzadki przypadek, że przez chwilę możemy zobaczyć tego człowieka, o którym
czasem możemy czytać w gazetach, że jest „oryginalny”, „wybitny” i ”twórczo
poszukujący”, choć częściej piszą o nim, że się upił, rozbił auto i poderwał
czyjąś żonę. Z tego powodu taki geniusz czuje się niedowartościowany małym
zainteresowaniem jego sztuką i prędzej czy później zaczyna dbać o swój image na
innych polach niż sceniczne deski czy taśma filmowa. Wtedy widzimy go w
miejscach dość odległych od jego zawodowych czynności – wśród manifestantów pod
pałacem prezydenckim, na pokazie mody, na biegu Solidarności lub wśród
kombatantów sierpnia czy grudnia – słowem, wszędzie tam, gdzie usłużne kamery
telewizyjek szukają tematów do codziennego bełkotu. Nie zawsze daje to pożądany
efekt polegający na odpowiednim nagłośnieniu nazwiska, dlatego też wielu
spragnionych wylansowania reżyserów zaczęło zajmować się polityką, dającą niemal
natychmiastowe przełożenie na medialny rozgłos. Niektórzy w upartym dążeniu do
sławy -przesadzają.
Na czoło /a właściwie na jego brak/ wybił się ostatnio p.reżyser Grzegorz Braun,
który zabierając głos na sabacie prawicowych czarownic zgłosił propozycję
zastrzelenia dziennikarzy „Gazety Wyborczej” i TVN-u. Przebił się natychmiast w
mediach, zwłaszcza w tych, których zdziesiątkowanie uznał za konieczne dla
polskiej racji stanu i wygrał w konkurencji z podobnymi mu szaleńcami
-zamachowcem z Krakowa i pochodzącym z Oleśnicy organizatorem konkursu na
uśmiercenie Donalda Tuska. Daleki jestem od lekceważenia i wykpiwania podobnych
inicjatyw, bo gdy żarty się kończą – zaczyna być groźnie. Mam nadzieję, że
wypowiedzią rozchwianego emocjonalnie reżysera zajmą się wreszcie odpowiednie
służby, podobnie jak i tymi, którzy chcą przejść do historii wzorem zabójcy
prezydenta Narutowicza, Eligiusza Niewiadomskiego. Strzałów w „ Zachęcie”
jeszcze nie ma, ale są zachęty do strzelania i to powinno być napiętnowane i
ukarane z całą surowością, a nie stanowić pretekst do pokrętnych gaworzeń pp.
Jankowskiej czy Staniszkis o wolności słowa. Niestety- p.Braun swój cel
osiągnął, bo przez chwilę stał się ośrodkiem zainteresowania, przez co uzyskał
przydomek „znany”, na który jako żywo swą „twórczością” nie zasłużył. Cena, jaką
możemy zapłacić za promocję jego „reżyserskich” pomysłów wydaje mi się zbyt
wysoka.
Tymczasem inny „twórca” podjął trud przypomnienia się światu. Antoni Krauze
postanowił nakręcić obraz pt. ”Smoleńsk” oparty na wersji wydarzeń uporczywie
lansowanej przez Antoniego Macierewicza. Obraz ten będzie zatem obrazą zdrowego
rozsądku i nic dziwnego, że udziału w tym przedsięwzięciu odmówił aktor Marian
Opania. Trwają więc poszukiwania chętnych do zagrania w tym dziele -do roli
zmarłego tragicznie prezydenta kandyduje wielu aktorów, jednak mało który
spełnia warunek fizycznego podobieństwa, a sobowtór jest ostatnio zbyt zajęty
sobą, by podjąć się tego zadania. Warto poczekać na premierę tego filmu,
zwłaszcza na efekty pirotechniczne, nad którymi czuwa „znany” prof. Binienda.
Jak widzimy, wybitni reżyserzy pracują bez wytchnienia przygotowując na nowy
sezon rozliczne atrakcje w stylu amerykańskich thrillerów. I tylko stary Wajda
wyłamuje się z ogólnego trendu -jego filmowa opowieść o Wałęsie to podobno
ckliwa historyjka z gatunku „opowieść familijna”, którą na pewno surowo
zrecenzuje krytyk -p.Kłopotowski, równie „znany” jak poprzednio wymienione
osobistości polskiego Hollywoodu.
I na koniec prośba do ewentualnych widzów seansów„kina politycznego”: ludzie!
Nauczcie się gwizdać! To się „reżyserom” naszej popapranej rzeczywistości od
dawna należy.
a.kopff@wp.pl
czytaj także
www.1944kopff.bloog.pl