Przeszczep czy lewatywa?

     W sylwestrową noc podjąłem mocne postanowienia -rzucam wreszcie palenie i przestaję pisać felietony na temat aktualnych politycznych wydarzeń. To ostatnie zobowiązanie zapewne z wielką satysfakcją przyjęliby zwolennicy p.prezesa, którzy zasypywali mnie listami z wyrażanymi dość obcesowo wyrazami dezaprobaty, bowiem nigdy nie ukrywałem swej niechęci do ulubionego przez nich idola i jego partii. W postanowieniu swoim wytrwałem aż do dziś -ale stwierdzam, że dłużej nie mogę. Powód -orzeczenie sądu w sprawie doktora G.. a właściwie to, co się dzieje po wygłoszeniu przez sędziego uzasadnienia wyroku. Więc zapalam papierosa i siadam do pisania.
    Tak się złożyło, że w ubiegłym roku zarówno ja, jak i żona, spędziliśmy sporo czasu w szpitalu MSWiA przy ul. Wołoskiej, w tym na oddziale kardiologii, a więc w miejscu słynnym z „kryminalnej” działalności dr G. Trzeba to zobaczyć na własne oczy- te niekończące się kolejki do specjalistów, ten zabiegany personel, te tłumy oczekujące pod niemal każdymi drzwiami, tych zmęczonych lekarzy -aby zrozumieć, że w tym krajobrazie ludzkich nieszczęść trzeba mieć żelazne zdrowie i odporność na stresy, by tam pracować. Dr G. nie tylko pracował -on harował bez zmrużenia powiek, a jego współpracownicy zastanawiali się, kiedy śpi i je. Nie wszyscy – bo jak to bywa w ludzkim stadzie -miał też i niechętnych „kolegów” zazdroszczących mu sławy znakomitego chirurga i pozycji zawodowej. Toteż przy okazji, jaką stworzyło „śledztwo” przeprowadzone przez CBA odkuli się wreszcie na tym, który wyłączał telewizor zapędzając ich do łóżek pacjentów i żądał przestrzegania zasad higieny.
    Zarzuty jakie postawiono doktorowi G. były rozliczne, bardziej lub mniej absurdalne. Jeden się ostał i za to lekarz otrzymał wyrok : za łapownictwo, mimo, iż w żaden sposób nie udowodniono, że w zamian za „kopertówki” załatwił cokolwiek. Były to więc, jak eufemistycznie można stwierdzić, tzw. „wyrazy wdzięczności” pacjentów, którzy po skomplikowanych zabiegach opuszczali szpital cali i niewątpliwie zdrowsi. Ale przylepiono mu łatkę „łapownika”, zapominając nieco, że przede wszystkim był dla szpitala gwiazdą chirurgii, mającą na koncie setki przeprowadzonych udanych operacji i niestety, kilka zrozumiałych niepowodzeń, dziś nadmiernie nagłaśnianych przez polityków z wiadomej opcji.
    Z wyrokiem na dr G. się nie zgadzam, bo jako pacjent tego szpitala nie wiem, jak mam wyrazić swą wdzięczność dla tych lekarzy i personelu, którzy mnie i moją żonę otoczyli fachową i skuteczną opieką. Sądzę, że podobny dylemat dręczyć będzie tych, którzy tam w kolejkach oczekują swojej szansy na zdrowie. Wiem również, że takie myśli nie przychodzą do głowy sprawcom zamieszania wokół dr G. -pp. Ziobrze i Kamińskiemu, bezdusznym aparatczykom „premiera” Kaczyńskiego, poszukiwacza afer, którymi karmiono nas w czasie jego krótkotrwałych rządów. Ich wypowiedzi świadczą o nich- niczego się nie nauczyli, a samozadowolenie i pokrętne udowadnianie własnych racji/?/ budzą po prostu obrzydzenie. Mam nadzieję, że wielu ludziom, otumanionych potokiem gładkich słów i patriotycznej frazeologii otworzą się oczy na tę gigantyczną hucpę politycznych niedojdów.
    Bo jest jeszcze jeden aspekt tej sprawy, szeroko komentowany przez sędziego w ustnym uzasadnieniu wyroku. To metody pozyskiwania zeznań od świadków, mających na celu zdyskredytowanie ofiary tej niesłychanej nagonki. Nic mnie nie obchodzi, czy, jak to stwierdził sędzia Tuleya -przypominają one czasy stalinowskie, bo nie to jest dziś ważne i czepianie się słów sędziego to zwykłe „odwracanie kota ogonem”. Gorzej, że za tym poszedł spadek zaufania do lekarzy, tak potrzebny dla tych, którzy oczekują na operację ratującą życie i że dla bezsensownych politycznych celów wyeliminowano z polskiej służby zdrowia doskonałego lekarza pod byle jakim zarzutem. Dr G. da sobie radę -fachowiec tej klasy zawsze znajdzie odpowiadające jego kwalifikacjom zatrudnienie, ale co mają powiedzieć chorzy, z nadzieją oczekujący na pomoc?
    Wszystkim bezmyślnie wierzącym w Jarka-zbawiciela polecam odrobinę refleksji -czy chcieliby leżeć w szpitalu, gdzie rządzą pisowscy „patrioci”, czy może tam, gdzie leczy dr G.? Przeszczep czy lewatywa – oto jest pytanie!
    W tym spowodowanym przez kretynów nieszczęściu jest jednak promyk nadziei- oto w szpitalu MSWiA znaleźli się dziś równie fachowi jak dr G. jego następcy. Wiem o tym z własnych doświadczeń. Mam nadzieję, że żadne CBA już nigdy tam nie wkroczy. Wystarczy nigdy nie dopuszczać pisowskich upiorów przeszłości do władzy, a to już zależy wyłącznie od nas.




 

a.kopff@wp.pl
czytaj także www.1944kopff.bloog.pl