Tematy dyżurne

     Drodzy widzowie! Nie warto włączać odbiorników: i tych analogowych, i tych cyfrowych- bo we wszystkich odmianach tzw. komunikatorów natrafimy na stały zestaw informacji. Na czoło obecnie wysunęła się sprawa śmierci dziecka w Skierniewicach, co dało znowu asumpt do biadolenia nad naszą służbą zdrowia. Pogłębienie tego tematu przyniosło ten sam odkrywczy wniosek, że wszystkiemu jest winien minister Arłukowicz i należy go odwołać ze stanowiska i zastąpić następnym desperatem. Tragiczne losy dzieci to jeden z tych nośnych medialnie tematów, ogrywanych do znudzenia. O głębszych przyczynach raczej głucho -podobno trzeba zreformować procedury, ale jak tu reformować coś, co jest z istoty rzeczy niereformowalne i niemal święte. Zacząć by przecież należało od studiów medycznych, które kończą osoby często pozbawione uzdolnień i potrzebnej medykowi empatii do pacjentów, skuszone perspektywą niezłych zarobków i całkowitej bezkarności, gdyż w przypadku popełnienia błędów w sztuce/?/ wystarczy tylko powoływać się na owe „procedury” i będzie się w porządku! Cóż, że medycyna procedur nie znosi, bo powód i przebieg choroby na ogół jest sprawą indywidualnych predyspozycji pacjentów, ale przecież nasz parlament takich szczegółów nie bierze pod uwagę. Dlatego na pewno na Wiejskiej wypichcą znów wiekopomną ustawę zalecającą stosowanie „wysokich standardów”, „norm etycznych”, „odpowiedzialności zawodowej” itp., które w niczym nie uzdrowią chorej służby zdrowia, ale stworzą kolejny parasol chroniący niekompetentnych lekarzy.
    W przerwach pomiędzy doniesieniami o kolejnych tragediach dzieci rozwija się kolejny temat dyżurny: sprawa związków partnerskich. Co chwilę ktoś dolewa oliwy do ognistych polemik między zwolennikami status quo, zwanymi konserwatystami, a propagatorami tzw. nowoczesnego spojrzenia na ten problem. Dlatego też sprawy alkowy, na ogół dość intymne, wyciąga się na pierwszy plan, czemu towarzyszą wypieki na twarzach podnieconych niezdrowo dyskutantów. Padają różne argumenty, zaangażują się „autorytety” - ostatnio Lech Wałęsa- i powstaje harmider, na którym zyskują głównie media, mniej zaś ludzie zainteresowani rozwiązaniem ich życiowych problemów. Wymianie poglądów towarzyszy powoływanie się na Konstytucję, zasady moralne, nauki Kościoła, a po stronie „reformatorów” - na przemiany w obyczajach, postęp ludzkości i prawa człowieka. A tak naprawdę wystarczy, by zaprzestać zajmować się tym, jak żyje sąsiad za ścianą i oceniać go według własnych przekonań i upodobań. To się podobno nazywa „tolerancja”- czyli rzecz w naszym kraju raczej abstrakcyjna. Indagowany o nią p. Kalisz stwierdził, że związek jednopłciowy akceptuje, ale np. wielożeństwo -już nie! Ależ dlaczego, panie Ryszardzie! Idź pan na całość!
    Na razie pan poseł Kalisz skupia na sobie uwagę nie z powodu niestabilności swych poglądów, a raczej z niepewnej własnej pozycji w coraz bardziej skamieniałej za sprawą Leszka Millera partii. Wyrzucą go, czy nie wyrzucą -tym dylematem dręczą widzów sejmowe wysłanniczki telewizyjnych stacji, łapiące na korytarzach Sejmu przypadkowych rozmówców. Ledwo zakończyła się /?/ podobna „afera” z ministrem Gowinem, którego miał się podobno pozbyć premier Tusk -a już rozdmuchuje się ten naprawdę marginalny incydent w łonie mało liczącej się lewicy. Co do mnie- uważam, że pan Kalisz bez Millera da sobie radę, bo jako popularny polityk wykazuje się kompetencją , a nie ślepym przywiązaniem do zwietrzałej, zeszłowiecznej ideologii i bezkrytycznym posłuszeństwem wobec nieco zramolałego przywódcy.
    Na koniec coś optymistycznego i konkretnego, bo nie z areny medialno-politycznych harców. Warto dla tej wiadomości jednak włączyć telewizor i obejrzeć... prognozę pogody. Ludzie! Wiosna idzie!




 

a.kopff@wp.pl
czytaj także www.1944kopff.bloog.pl