Kultura, głupcze!

       Pan prezydent miasta Rzeszowa napisał protest przeciw pomijaniu w serialu o Annie German jej pobytu w mieście nad Wisłokiem. Epistoła pana prezydenta dotyczy pierwszych lat kariery piosenkarki oraz zniesławieniu postaci Juliana Krzywki, wówczas dyrektora rzeszowskiej Estrady, pod którego opieką znalazła się początkująca artystka. Rzecz byłaby nieco marginalna, gdyby nie jej głębszy aspekt. Oto kilkadziesiąt lat po tych wydarzeniach fałszywe ich przedstawianie stanowi uszczerbek na „honorze miasta”- pisze pan Ferenc do prezesa telewizji, emitującej ten serial -produkcji zresztą rosyjskiej. Jako były mieszkaniec Rzeszowa mogę zaświadczyć, że ma rację w sprawie rozmijania się „prawdy czasu” z „prawdą ekranu”, bo ten kinematograficzny produkt aż roi się od uproszczeń i zwykłych scenariuszowych tricków, które mają życiorys Anny German uczynić atrakcyjnym dla gustów/?/ współczesnych widzów. Dziwi mnie jednak to święte oburzenie, jako że przez wiele lat o bohaterce serialu w Rzeszowie raczej nie wspominano, a także o innych artystach i twórcach, mających swe korzenie w tym mieście również. Więc skąd nagle taka reakcja?
    Twórcy kultury, którzy zamieszkują na tzw. prowincji nie mają u nas łatwego życia, a nie daj Boże, jeśli pochodzą z miejscowych środowisk. „ Co to za artysta, kiedy on grał na mojej studniówce”- mówią „dobrzy znajomi” o facecie, który wyjechał z miasteczka i zrobił światową karierę. A jeśli młody, zdolny nie wyjechał i został wśród „swoich” -ten ma dopiero pod górkę. Może co najwyżej liczyć na protekcjonalne poklepywanie po ramieniu i występowanie w roli paprotki na okazjonalnych ratuszowych rautach. Choćby nawet jego twórczość osiągnęła światowy rozgłos -to i tak zostanie tylko pozycją w sprawozdaniach w dziale „kultura” - np. pisarzy -szt. dwie. Ten drugi to autor wydanego w wielkim nakładzie przewodnika po mieście z uwzględnieniem „wielkich zasług” aktualnych władz.
    Patrząc na ten stan rzeczy z pozycji obserwatora rzeczywistości nie mogę zaprzeczyć, że cała energia władz samorządowych jest obecnie skierowana na materialne potwierdzenie ich działalności. Wszędzie się coś buduje -drogi , mosty, budowle użyteczności publicznej, remontuje zabytki, wznosi osiedla mieszkaniowe i obiekty sakralne – i to dobrze. Ale dlaczego zaniedbuje się łożenie na trudne do zdefiniowania dobra kultury? Te dobra -to nie gmachy. To ludzie. Często konfliktowi i niepokorni, ale to oni są najważniejsi, bo bez nich te wszystkie budowlane wysiłki przypominają wznoszenie dekoracji w teatrze, w którym nie ma aktorów. Gdy nie ma atmosfery dla rozwoju intelektualnego społeczeństwa- jest tylko codzienna, dość smętna wegetacja. Jak nudno byłoby w takim Opolu, gdyby dwóch zapaleńców nie namówiło pięćdziesiąt lat temu ówczesnych władz do zorganizowania festiwalu piosenki – i zrealizowało ten pomysł? Jerzy Grygolunas i Mateusz Święcicki mają teraz kiepski, bo kiepski -pomnik, a mieszkańcy Opola powód do dumy i coroczne święto. Tak samo jest w Mrągowie, któremu służyłem wiernie przez pierwsze dziesięć lat i które wielce się rozrosło i wzbogaciło dzięki licznie przybywającym na rozliczne imprezy turystom.
    Terenowi władcy nie zawsze rozumieją rolę, jaką w ich regionach odgrywają twórcy, budujący swoją działalnością rzeczy bardziej trwałe od kamiennych pomników. Jak Horacy mogą pisać o sobie: Exegi monumentum, aere perennius – wzniosłem pomnik, trwalszy od spiżu - choć nie zawsze i nie wszystkim to się udaje. Ale przecież na ich wysiłku twórczym nie tylko pojedyncze jednostki odnoszą korzyści, lecz także otaczająca społeczność. Bo będzie można w przyszłości sprzedawać pamiątki i oprowadzać po muzeach, no i mieć powód do lokalnego patriotyzmu : „a pod tą gruszką, rzecz oczywista, często zasypiał znany artysta!”
    Ale poważnie: sprawy kultury traktowane są po macoszemu nie tylko przez władze, ale i przez media. Powiedzcie mi, gdzie mogę przeczytać fachową recenzję z teatralnej premiery, kto mi wskaże, na jaki koncert warto iść i co w mojej dzielnicy będzie się ciekawego działo w najbliższy weekend. Odnoszę wrażenie, że dalekie od kultury polityczne igrzyska są teraz głównym tematem prasowych doniesień.
    List pana prezydenta Rzeszowa w sprawie nierzetelności w filmowej opowieści o Annie German zwiastuje, że tam się już ktoś przebudził. Trochę za późno, ale lepiej -niż wcale.

 

a.kopff@wp.pl
czytaj także www.1944kopff.bloog.pl