Finał
Zbliża się pierwszy dzień
listopada, tradycyjnie poświęcony tym, których już nie ma wśród nas. Jak co roku
wyruszymy na cmentarze, zaświecimy lampki nagrobne, udekorujemy groby bliskich i
znajomych chryzantemami i wieńcami, a później, po powrocie do domowych pieleszy,
zajmiemy się do codzienną egzystencją, tracąc z pola widzenia związek między tym
-co teraz, a tym -co potem. Może jeszcze tylko powspominamy przez chwilę drogich
nam nieobecnych, poskreślamy z notesów telefony do niedawno zmarłych i zajmiemy
się codziennością, jakby nie dostrzegając, że ten dzień -to także wielkie
przypomnienie o czekającym i nas losie.
Myśl o śmierci należy do tej kategorii, której staramy się
usilnie unikać. Jak to! My mamy umrzeć, skoro żyjemy i dobrze się czujemy? Nie
ma wojen, epidemii, rzuciliśmy palenie i badamy się regularnie -więc dlaczego
mamy zaprzątać sobie głowę takimi refleksjami? A że inni umierają? No, cóż
-mieli pecha. Niepokojowi, który czasami nami targa, przeciwstawiamy mocny
argument: tyle mam jeszcze do zrobienia, więc nie spieszę się na tamten świat.
Wszak muszę się dorobić, zostać sławnym człowiekiem, kupić nowe auto, moja
kariera wspaniale się rozwija, dzieci wymagają opieki i powinienem także
wyjechać na urlop. To mnie aktualnie interesuje i nie będę sobie zaprzątał głowy
czarnymi myślami.
Nie przyjmujemy zatem do wiadomości, że z każdym dniem zbliża
się finał naszego pobytu na tym łez padole. Rzucamy się w wir wydarzeń
-ekscytujemy się bieżącymi doniesieniami, spieramy się z prawdziwymi i
wyimaginowanymi przeciwnikami, walczymy o słuszność własnych poglądów z ludźmi,
którzy swoje także uważają za jedynie słuszne. Tworzymy w ten sposób nasz
życiorys, który w rezultacie w większości niczym się nie będzie różnił od
milionów innych -może tylko datami umieszczonymi na nagrobku. I kiedy zbliża się
kres – rzadko robimy podsumowanie, wierząc, że przecież rachunek nie jest
jeszcze zamknięty. Zresztą -na pewno zrobią go ci, którzy pozostają.
Taki bilans stał się udziałem zmarłego w poniedziałek
Tadeusza Mazowieckiego. Lista audytorów wypełniła wszystkie anteny, łamy prasowe
i internetowe wpisy. Niestety - obok wyliczanki niewątpliwych zasług i
przymiotów byłego premiera pojawiła się równie wielka ilość obelg i obrzydliwych
pomówień pod adresem zmarłego, zasłużonego wielce dla polskich przemian. Jakże
wymownym jest również brak kondolencji od tych polityków, którzy Mazowieckiemu
wiele zawdzięczali, ale potem uczynili z niego symbol wszelakich nieszczęść,
jakie podobno spadły na nasz kraj w minionych latach. Bo nawet śmierć nie studzi
złych emocji, a dla niektórych pozbawionych przyzwoitości osobników jest pożywką
dla podsycania, jakże doczesnych, potępieńczych swarów. Oni nie chcą widocznie
pamiętać, że też umrą, a opinia o ich doczesnej drodze będzie wyłącznie
druzgocąca.
Każda czynność, jaką podejmujemy musi spotkać się z oceną
bliźnich. Często powierzchowną i niesprawiedliwą, a jeszcze częściej -celowo
zakłamaną. Ciężko dziś być przyzwoitym człowiekiem, zwłaszcza, że ta cecha nie
jest w cenie- brak skrupułów, zimne kalkulacje, bezczelność i chamstwo
triumfują. A kto nie włącza się w takie podążanie życiową drogą -ten jest
zmarginalizowanym nieudacznikiem. Lecz przecież w ostateczności bardziej cenna
jest pamięć o dobrym człowieku, niż rozważania o „dokonaniach” nieboszczyka,
osiągniętych oszustwem i niegodziwością. Pamiętajmy zatem o Tadeuszu
Mazowieckim, a sami postarajmy się nie zasłużyć na takie epitafium, jakie Julian
Tuwim proponował umieścić na grobie pewnego literata:
Tu leży wieszcz. Przechodniu -nie szcz...
a.kopff@wp.pl
czytaj także
www.1944kopff.bloog.pl