Pan Stanisław spotyka znajomego

    -Witaj, Stasiu! Kopę lat! - usłyszał pan Stanisław za plecami. Odwrócił się szybko i stanął oko w oko ze starszym, zażywnym panem. -Kto to jest- przemknęło mu przez głowę. -Nie poznajesz? Nic dziwnego, trochę się zmieniłem. To ja, Marian, z liceum! Tyle lat, tyle lat- powtarzał nieznajomy , a na jego twarzy malowała się radość z tego przypadkowego spotkania.
    -Marian? -pan Stanisław patrzył z niedowierzaniem na szkolnego kolegę, którego pamiętał jako szczupłego wysokiego bruneta, obiekt westchnień koleżanek z sąsiedniego ogólniaka. Teraz stał przed nim przysadzisty facet z mocno przerzedzoną czupryną. -Marian, to ty? Nic się nie zmieniłeś -skłamał nieudolnie.- Ileż to lat się nie widzieliśmy? Czterdzieści, pięćdziesiąt? Ale najważniejsze, że żyjemy, choć przecież było nielekko! Gdzie się podziewałeś przez ten czas? -zapytał z ciekawością.
    Popłynęła opowieść o polskich losach.
    -Po maturze poszedłem na studia. Na uniwersytet, ale nie skończyłem, bo w 1968 roku okazało się, że nie jestem Polsce potrzebny. Co ci będę opowiadał- tułałem się po świecie i wreszcie wylądowałem w Stanach. Tam mieszkam już ponad trzydzieści lat!
    -Ale nadal świetnie mówisz po polsku- z uznaniem spostrzegł to pan Stanisław.- Pewnie utrzymujesz kontakty z naszymi rodakami, dlatego nie zapomniałeś języka w gębie.
   -Nie za bardzo, bo tak zwana Polonia to dziwna mieszanina pielęgnowanych urazów do byłej ojczyzny, pogoni za pieniądzem i rozdwojeniem pomiędzy starą a nową rzeczywistością- wyjaśnił mu emigrant.-No i oczywiście ośmieszająca się specyficznym „patriotyzmem”, kiedy przyjeżdża ktoś ze starego kraju, jakiś Macierewicz czy inny żebrak. Wtedy miarą przywiązania do Polski jest dwadzieścia dolarów, dorzucone do czapki kwestarza. Ja w takich spotkaniach nie biorę udziału, a język -powiadasz, niezły zachowuję dzięki temu, że oglądam polską telewizję.
    Pan Stanisław się żachnął.
    -Przecież tam nie ma niczego do oglądania! Albo głupie programy rozrywkowe, albo informacje zafałszowane politycznymi sympatiami redaktorów, no i te same gadające głowy w kółko o tym samym – że rząd jest do chrzanu.
   -No, tak -przyznał pan Marian -ostatnio słyszałem, jak prezes Kaczyński stwierdził że „ niektórzy mówią, że jest dobrze, a tymczasem jest źle, bardzo źle”, bo dwa pociągi utknęły w zaspach, a nowa pani wicepremier zamiast przeprosić po polsku- powiedziała „sorry”, co ja zrozumiałem, ale taki jeden europejski parlamentarzysta -nie! Jak on może funkcjonować w tej waszej Brukseli, kiedy nawet takich podstawowych słów nie używa?
   -Nie zawracajmy sobie głowy panem Kaczyńskim- tonował rozmowę pan Stanisław widząc, że niespodziewane spotkanie po latach przeradza się w jałowa dysputę. -Lepiej powiedz, co u ciebie i dlaczego strzeliło ci do łba przyjechać na stare lata do Polski.
    -Zdziwisz się, ale z powodu telewizji właśnie. Obejrzałem sobie program Wojtka Nowakowskiego, pamiętasz, prowadził kiedyś Teleexpress, dawno temu -westchnął- potem, zdaje się wyrzucili go z państwowej tivi i teraz na kanale Planete pokazuje uroki Polski. Zrobiło mi się głupio, ze mieszkając tutaj nie dostrzegłem piękna tego kraju, wspaniałych ludzi tworzących jego przyszłość i troszczących się o dziedzictwo przeszłości. Przyleciałem więc gnany nostalgią -chcę trochę pozwiedzać, a przy okazji jadę do Oświęcimia na obchody rocznicy wyzwolenia obozu. Bo jak pewnie wiesz -jestem Żydem. W Stanach to nie ma znaczenia, ale w Polsce...
    Zapadło kłopotliwe milczenie. panowie zamienili jeszcze parę słów, wymienili adresy i pożegnali się „do następnego razu”, którego już pewnie z racji wieku nie doczekają. Pan Stanisław wrócił do domu i zasiadł przed telewizorem. Opiniotwórcza stacja nadawała wywiad z panem Bosakiem. Szybko nacisnął wyłącznik pilota i pogrążył się w rozmyślaniach, a kiedy wróciła żona, opowiedział jej o spotkaniu ze znajomym, który na starość zdał sobie sprawę ze swej miłości do Polski.
    -Wiesz, ten Marian, okazało się, jest Żydem i w dodatku, nie bójmy się tego powiedzieć, polskim patriotą! Niesłychane!
    Żona popatrzyła na niego z czułością.
    -Czy ty myślisz, że można zakazać miłości? Nie bądź głupcem!- i poszła do kuchni.
Na kolację był karp na słodko w jarzynkach. Pyszny!



 

a.kopff@wp.pl
czytaj także www.1944kopff.bloog.pl