Ukraiński dylemat

Zalewa nas potok wiadomości z Ukrainy, politycy wszelkich opcji wygłaszają jedynie słuszne opinie, wojskowi prężą muskuły, a dziennikarze uwijają się jak w ukropie, by dostarczyć do swych mocodawców odpowiedni zasób medialnej papki, której spożycie ma zaowocować podniesieniem na wysoki poziom ogólnonarodowej histerii. W tej niebezpiecznej zabawie ludzkimi losami ginie gdzieś wiedza o korzeniach tego zjawiska, jakim jest współczesne państwo ukraińskie.

Ukraińcy jako naród mieli, rzec można historycznego pecha. Jeśli za początek ich oficjalnego bytu na mapie Europy można przyjąć istnienie Rusi Kijowskiej -to potem, przez wieki byli pozbawieni swej państwowości. Usiłowali ją ustanowić, ale popadali w zależność od aktualnie mocniejszych sąsiadów -Litwy i Polski, a po upadku Rzeczypospolitej Obojga Narodów weszli w skład potężniejącej Rosji, dzielącej się ich ziemią z monarchią austro- węgierską, która z zachodniej części Ukrainy stworzyła prowincję- Galicję. Po pierwszej wojnie światowej nadzieja na własne państwo zaświtała na krótko -i zgasła, nie bez winy krótkowzrocznej w tej materii polityki Polaków. Atrapa państwa, pozbawionego faktycznie atrybutów niepodległości, utworzona jako Ukraińska Socjalistyczna Republika Radziecka była tworem sztucznym, kaprysem władców Kremla kreślącym w pijanym często widzie granice tego obszaru.

Dopiero rozpad Związku Radzieckiego przyniósł Ukrainie upragnioną niepodległość. Niestety, naród poddawany przez wieki praniu mózgów przez kolejnych władców tej ziemi nie bardzo wie, jak wykorzystać swą dziejową szansę. Kłębią się nad Dnieprem namiętności, wynikające z historycznych podziałów, jakim to społeczeństwo przez lata było poddawane. Wschodnia, zrusyfikowana część ciągnie do mateczki-Rosji, zachodnia -chce do bliższej jej sercu Europy. Krym, kiedyś ojczyzna Tatarów, wysiedlonych stamtąd barbarzyńskim rozkazem Stalina , a potem oddany Ukrainie przez Chruszczowa -to dziś swoista ziemia niczyja, udająca autonomię, a będąca właściwie rosyjską enklawą.

Szczupłe ramy tego felietonu nie pozwalają na głębsze analizy przyczyn obecnej, dość wybuchowej atmosfery w ukraińskim kotle. Żal tylko patrzeć, jak społeczeństwo w sąsiednim kraju miotane jest nadziejami na normalność, podsycanymi przez polityczne układy w Europie, wykorzystującymi tę sytuację dla własnych interesów. Rosja -do kontynuowania wielkomocarstwowej, archaicznej w XXI wieku polityki -Zachód -do rozpętywania antyrosyjskiej histerii. Dezorientacja Ukraińców przybiera formy spektakularne -widzimy je choćby w krwawych obrazach z Majdanu czy prowokacjach ubranych w mundury żołnierzy, broniących się przed wrogiem, którym często jest najbliższy sąsiad lub wręcz brat. A nad tym wszystkim unosi się duch nacjonalizmu, tej wrednej właściwości narodów podbitych, a skorych do odwetu w imię fałszywego pojmowania patriotyzmu i odpłacania się pięknym za nadobne. Historia Ukrainy pełna jest kart, nie przynoszących chluby - zamachów terrorystycznych, współpracy z Hitlerem i rzezi ludności polskiej. Ostatnie lata to z kolei pasmo afer, przeogromnej korupcji i zwyczajnego złodziejstwa, którego skala nie mieści się w głowach postronnych, zwłaszcza zachodnich obserwatorów.

Upadek państwa ukraińskiego, zgotowany sobie przez samych Ukraińców nie leży w interesie europejskiej wspólnoty. Zewsząd zatem słychać -pomóżmy Ukrainie! Jedni powołują się na względy humanitarne, inni -na chęć „dowalenia” Rosji, jeszcze inni – na powiązania gospodarcze. Zgoda, pomóżmy, ale – ostrożnie! Śledźmy z życzliwością poczynania nowych władz Ukrainy, ale zapytajmy -co robią na Majdanie czarno-czerwone sztandary, a pan Tiahnybok -w rządzie? Co mają oznaczać zgłaszane pretensje do Polski o ziemie naszej, tak bardzo okrojonej przez Stalina, ojczyzny? Czekamy na jasną deklarację i idące w ślad za tym czyny odcinające się od takich pomysłów z ziemskiego piekła rodem. Ale także trzeba dostrzec, że przyszłości Ukrainy nie da się zbudować w dotychczas istniejących sztucznych granicach, w których nie chcą żyć razem dwa narody – ukraiński i rosyjski. Grozi to dziś tak krwawą wojnę, jak w Rwandzie. Bo na tle przemian we współczesnym świecie najpierw powinien nastąpić kontrolowany rozdział zwaśnionych plemion, a potem, po wygaśnięciu namiętności -zniesieniem granic między nimi. Tak, jak między Polską a Niemcami. Więc może w przyszłości – także tych oddzielających Ukrainę od sąsiadów? Oby!

Piszę to, spoglądając na wiszący nad moją głową portret dziadka, urodzonego w Stanisławowie. Chciałbym zobaczyć to miasto... bez przeszkód, a na pewno -bez wizy.


 

a.kopff@wp.pl
czytaj także www.1944kopff.bloog.pl