Godność
W słowniku współczesnej nowomowy pojęcie „godności” zajmuje poczesne miejsce. Słyszymy je na każdym kroku -w obronie godności człowieka odbywają się manifestacje i protesty, głoszone są kazania i orędzia, a najtęższe umysły starają się określić, czym owa godność jest. Stworzonych przez nich definicji jest wiele- najbardziej podoba mi się wywodzące się ze starożytności twierdzenie Arystotelesa: godność to cnota, stanowiąca złoty środek między zarozumialstwem a służalczością.
Widzimy więc, że jest to pojęcie nieostre, dające szerokie pole dla różnych, często skrajnych interpretacji. Dlatego też znalazło zastosowanie w czasie rozmaitych polemik, konfliktów i awantur, które od zarania dziejów towarzyszą ludzkiej egzystencji. W potocznej definicji godność to „poczucie własnej wartości”, a wartość to przecież wymierny konkret. Dlatego też w Polsce utarło się mierzyć abstrakcyjną godność ludzką w całkiem realnych złotówkach.
Z tego zapewne powodu konflikt dotyczący godności rodziców niepełnosprawnych dzieci, wytrwale prezentowany w mediach, przybrał formę walki o pieniądze i ujawnił, że można w liczbach wyznaczyć granicę między godnością a jej brakiem. To różnica między tysiącem złotych, proponowanym przez premiera, a tysiącem trzystu dwudziestu, których żądają protestujący w Sejmie rodzice, wspierani przez przybyłego na miejsce zdarzenia szefa związku zawodowego „Solidarność”, który przecież na ludzkiej godności zna się jak mało kto. Zresztą podobnych specjalistów jest w Polsce wielu, a międlone przez nich sformułowania o „godnym życiu” są kanwą niemal każdej publicznej wypowiedzi, zwłaszcza wtedy gdy nadciąga dająca im szansę na ich godne życie/?/ -kampania wyborcza.
Tymczasem trafność arystotelesowskiej definicji została potwierdzona przez zachowanie sejmowych demonstrantów, uzurpujących sobie prawo do zarozumiałego instruowania premiera na temat wydatków państwowych / po co wydawać pieniądze na pomoc Ukrainie!/ aż do proszalnego tonu, gdy ten obiecał im częściową, lecz natychmiastową podwyżkę.
W ferworze walki o mierzoną złotówkami godność ludzką zapomniano tylko o godności poukładanych na sejmowych korytarzach niepełnosprawnych dzieci, użytych jako rekwizyty na polu tego starcia poglądów. Żal było patrzeć na maleńką dziecinę, którą walcząca o godność mamusia uparcie wpychała premierowi na plecy dla lepszego medialnego efektu. Beneficjenci tej ustawki bezwstydnie krążyli między skleconymi ad hoc legowiskami na zimnych marmurach, demonstrując niesłychane wprost zainteresowanie problemem, a potem, rozłożeni na wygodnych fotelach, dyskutowali na temat korzyści płynących z tego wydarzenia, w którym to pokrzywdzone przez los istoty odegrać mogą rolę katalizatorów wspomagających ich kariery. A przecież inna z definicji godności ludzkiej głosi, że człowiek istnieje jako cel, a nie środek działania. Czy te dzieci z powodu swej niepełnosprawności, zdaniem niektórych posłów -nie podlegają już tym regułom? I tu nasuwa się pytanie: co z waszą godnością, politycy?
Bo dziś wykładnią poczucia godności nie jest tylko definicja Arystotelesa, ale i wnioski płynące z doświadczeń ludzi, którzy nie idą na moralnie dwuznaczne kompromisy, nie podejmują działań, których skutkiem może być krzywda innych, rezygnujących z własnych korzyści na rzecz wspólnoty, pełnych zrozumienia dla ludzkich słabości i starających się czynić dobro bez oglądania się na profity. Takich ludzi po obu stronach sejmowej batalii zabrakło. Pozostaje wrażenie, że mamy do czynienia z osobnikami, pozbawionymi skrupułów, a jedynymi, wychodzącymi z twarzą z tej obrzydliwej sytuacji są nieszczęsne ofiary złego losu- dzieci, leżące na sejmowych posadzkach. One swą godnością nie handlują.
Wspomóżmy je zatem w miarę możności -procentem na fundację, datkiem na rehabilitację, a przede wszystkim dobrym słowem i bezinteresowną życzliwością.
a.kopff@wp.pl
czytaj także
www.1944kopff.bloog.pl