Wydra pana P.

    Pamiętnikarstwo to taki szczególny gatunek literacki, który opisuje minione czasy i wydarzenia z pozycji autora. Jest adresowany do tych czytelników, którzy chcą się nawet po latach dowiedzieć „jak było naprawdę”, tak jakby na własne oczy wszystkiego nie oglądali, oraz tych, którzy o autorze mieli zdanie całkowicie odmienne od tego, które on ma o sobie. Tego rodzaju literatura nie jest źródłem rzetelnej wiedzy, a jedynie zbiorem impresji połączonych jednym celem – udowodnieniem, że pamiętnikarz był człowiekiem bez skazy, a wszystkie przypisywane mu nieprawości- to wymysły zawistnej reszty rodzaju ludzkiego. Zapisane w grubych księgach wspomnienia takiego osobnika pełne są polemik z dawno nieżyjącymi antagonistami, wypełnione prostowaniem opinii o zapomnianych zdarzeniach i drobiazgowym roztrząsaniem nieistotnych szczegółów. Z kart takiego dzieła wieje na ogół bezbrzeżną nudą, dlatego też autor stara się je ubarwić soczystą anegdotą i jeśli już ktoś weźmie taką cegłę do ręki – zwykle one zostają nam na dłużej w pamięci. Na przykład - pamiętniki Jana Chryzostoma Paska kojarzymy jedynie z historyjką o wydrze, ofiarowanej królowi Sobieskiemu i o smutnym losie zwierzątka. Inne życiowe przypadki barokowego warchoła, opisane w grubej księdze, nie wzbudzają dziś naszego zainteresowania.

    Pewnie mrok zapomnienia spotkałby podobne, wydane niedawno dzieło Pawła Piskorskiego, gdyby nie owa przysłowiowa „wydra”, która przez moment przemknęła przez jego karty. Chodzi o smaczną opowiastkę o królu Tusku i jego niemieckich patronach. Na tę wydrę autor ułowił znaczną liczbę dziennikarzy, a akcja promocji pamiętnika rozwija się dzięki nim nad podziw. Dowiadujemy się, że niegdysiejsza partia, której członkami byli zarówno pan premier, jak i autor wspomnień korzystała z pieniędzy przekazywanych na jej konta zza zachodniej granicy i dzieliła je wśród swoich. Stąd tytuł :”Między nami liberałami”. Pobieżna lektura rodzi jednak wiele pytań, na które autor, zapraszany co chwilę przed kamery, nie znajduje sensownego tłumaczenia, obstając przy swojej wersji pochodzenia własnego majątku, znacznie wyżej szacowanego niż posiadane przez aktualnego premiera dobra. Jeśli bowiem z Niemiec płynęły miliony, to po co pan Piskorski stając wielokrotnie przed sądem opowiadał o swoim szczęściu w kasynie lub o antykwarycznych cymeliach, jakich stał się przypadkowym posiadaczem? Wystarczyłoby zeznać, że jako sekretarz generalny partii podzielił się sprawiedliwie z jej przewodniczącym unikając w ten sposób trwających po dziś dzień dociekań na temat swego nagłego wzbogacenia. Przecież to nie było wówczas zabronione, a przy okazji mógłby wytknąć Tuskowi jego rozrzutność, niegospodarność i marnotrawstwo tak pozyskanych środków, dając rzetelne podstawy do krytyki jego rządów. Na co on wydał tyle szmalu -to pytanie nurtować powinno każdego Polaka! I to powinno być powodem do napisania tej książki i wydania jej -całkiem przypadkowo, jak wielokrotne wygrane w ruletce -w okresie wyborczym.

    Rewelacje upublicznione obecnie przez pana Piskorskiego przypominają wywiad z kobietą, która dopiero po dwudziestu latach małżeństwa i rozwodzie zorientowała się, że jej noc poślubna to był właściwie gwałt, a jeśli były małżonek nie zgadza się z tą opinią -może wnieść sprawę do sądu. Tym różni się pan Piskorski od innych, podobnie jak on odtrąconych przez „kochanego przywódcę” -Palikota czy Gowina, że ci ostatni nie zarzucają swemu byłemu szefowi przestępstwa, a jedynie -impotencję.

    Wydra pana Paska zginęła przez przypadek - „wydrę” pana Piskorskiego ludzie ukatrupią świadomie. Śmiechem.


 

a.kopff@wp.pl
czytaj także www.1944kopff.bloog.pl