Pan Stanisław podsłuchuje
Odwiedziłem mego znajomego emeryta i
zastałem go w bardzo ciekawej pozycji: zgięty wpół, kucał przy ścianie
przykładając do niej ucho.
- Co pan robi, panie Stasiu -zapytałem zdziwiony.-Głowa pana boli, czy co?
Pan Stanisław położył palec na ustach. Zrozumiałem, że mam być cicho, obserwowałem go więc w milczeniu. Trwało to dłuższą chwilę -mój emeryt na przemian bladł i czerwieniał na twarzy, widać było, że targają nim emocje. Po paru minutach odkleił się wreszcie od ściany i ciężko dysząc opadł na fotel, szepcząc: a to skandal, zdrada, nie spodziewałem się tego... zamilkł, z trudem łapiąc powietrze. Zaniepokoiłem się jego stanem -najwyraźniej groziła mu apopleksja.
- Cóż ciekawego pan usłyszał- zapytałem nieśmiało, zważając na jego zdenerwowanie- czyżby pańscy sąsiedzi wyrażali się o panu niepochlebnie? Proszę się nie przejmować! Przecież wszyscy wiemy, że sąsiedzi to dopust boży, więc...
Staruszek odzyskał mowę.
- Co pan bredzi! To nie sąsiedzi, to moja żona. Ta ściana jest od kuchni, a tam ona ucięła sobie rozmowę z koleżanką, która wpadła do niej „na chwilkę” i już obie ględzą ze dwie godziny...
- Jak to kobiety -wtrąciłem filozoficznie.
- Ale o czym? Postanowiłem sprawdzić, no i mam pewność- pod moim dachem doczekałem się wroga- pan Stanisław potarł ścierpnięte ucho. -Pan wie, czego się dowiedziałem? Że to nasze małżeństwo jest nic nie warte, bo nie zapewnia jej poczucia bezpieczeństwa. A jak ona się wyraża! Cytuję: ”ten stary pierdoła szasta naszą wspólną kasą- pewnie wydaje na kochanki, a ja nie mam za co kupić mielonego na obiad”. Ja wydaję na kochanki! W moim wieku! Czy ona zwariowała? -pan Stanisław się zakrztusił.
Zapadło kłopotliwe milczenie, przerwane wejściem pani domu.
- Stasiu -rzekła kobieta- wyjdę odprowadzić koleżankę i wpadnę po drodze do sklepu. Dziś zrobię ruskie pierogi, dobrze?
Wyszła. Pan Stanisław odprowadził ją wzrokiem, w którym czaił się mord.
- Słyszał pan? Znowu pierogi! Po tylu latach mojej ciężkiej harówki! To już koniec! Składam pozew rozwodowy, a pana biorę na świadka kompletnego rozkładu pożycia – silnie wzburzony krzyczał piskliwie. Postanowiłem nieco ostudzić jego emocje.
- To nie takie proste, panie Stasiu, bo w sądzie trzeba mieć twarde dowody. Zezna pan, że podsłuchał rozmowę, to pana wsadzą za nielegalne pozyskanie informacji. Tu trzeba działać profesjonalnie! Najlepiej coś nagrać, potem nawet opublikować i w razie czego powołać się na wolność słowa, prawo prasowe i pryncypia demokracji-zapaliłem się do tego pomysłu. -Nawet wiem, jak to zrobić!
Pan Stanisław posłuchał mojej rady i dał mi wolną rękę w celu pozyskania potrzebnych przy rozwodzie dowodów. Idąc sprawdzonym szlakiem zamówiłem stolik w znanej restauracji, słynącej z dobrej kuchni i jakości nagrań audio, pokrywając z własnej kieszeni koszty przedsięwzięcia. Niech tam małżonkowie sobie szczerze pogadają przy obiedzie -na pewno coś z tego nada się do sądu i do prasy. Nieważne, że ogony wołowe i ośmiorniczki są dość drogie, ale przy okazji będą mieć jakże miłą odmianę po mielonym i pierogach. Zresztą -odbiję sobie wydatki, gdy tygodnik „Zwrot” zapłaci mi za reportaż o upadku polskiej rodziny z powodu ruskich.
Niestety, cały ten misterny plan runął, kiedy pan Stanisław wraz z żoną po sutym obiedzie doszli do wniosku, że rozwodu nie będzie. Nie, nie z powodu uczuć, które chyba jednak wygasły, lecz ze strachu przed tym, co potem. A ja poniosłem klęskę na wszystkich frontach: tygodnik co prawda reportaż wydrukował, ale nie zapłacił. Sława także mnie ominęła, bo pod chwytliwym tytułem „Z Tuskiem na ruskie” widniała inskrypcja: „nazwisko autora nieznane”. I jak tu żyć w tak ciężkich czasach...
a.kopff@wp.pl
czytaj także
www.1944kopff.bloog.pl