Polska równoległa


Drodzy Czytelnicy! Nie sugerujcie się tytułem felietonu – nie będzie nic o prezesie, rządzie czy partiach politycznych. No, może trochę przesadziłem, bo przynajmniej na początku tego elaboratu muszę jednak wspomnieć o tych nieszczęściach.

W mediach co jakiś czas ukazują się sondaże opinii publicznej, z których możemy się dowiedzieć, kto prowadzi w tych rankingach. Na wysokość notowań wpływają wydarzenia bieżące -a to PiS prowadzi, bo rząd dał jakąś plamę, a to Platforma wyszła na czoło, bo Tuska do Brukseli diabli wzięli, a to Palikot dołuje, a korwinowcom rośnie – i tak co chwilę zmieniają się cyferki stawiane przy dętych nazwach poszczególnych ugrupowań i dają pole do dywagacji : któż to będzie Polską wkrótce rządził. Jedna wartość mało się zmienia, choć wraz z zamieszaniem na politycznej scenie powoli wzrasta : to liczba tych, którzy mają gdzieś i rząd, i partyjne bijatyki, i medialny hałas towarzyszący personalnym przetasowaniom na szczytach władzy. Ta liczba to- bagatela- ponad 60% Polaków dorosłych, bo wyrosłych ponad zabawy w politycznej piaskownicy.

Czym się zatem zajmuje ta większość społeczeństwa, niepodatna na obiecanki wyborcze i wezwania do spełniania obowiązków płynących z pryncypiów ustrojowych? Odpowiedź na to daje obserwacja ludzi, którzy swą pracę i codzienne, często mało efektowne zajęcia wykonują nie dla orderów, stanowisk czy medialnego rozgłosu, lecz po prostu dla siebie, choć przecież w rezultacie -dla kraju. Taki „patriotyzm mimo woli”, niezafałszowany propagandą. Czynią tak od zawsze, bez względu na to, kto nimi rządzi i jak bardzo potrafi utrudniać im życie. To największa polska siła- armia ludzi dobrej woli.

Maleńką część tej armii zgromadził na imprezie w Służewskim Domu Kultury red. Andrzej Rogiński, wydawca tygodnika „Południe”, a także wariat, opętany ideą służenia mieszkańcom stolicy gazetą, która bez uciekania się do publikowania plotek, sensacyjek i stenogramów podsłuchów zdobywa znacznie więcej czytelników, niż niektóre, uznawane za „opiniotwórcze” tytuły. Cóż, zwykła gazeta dla zwykłych ludzi. Zwykłych?

Siedziałem w niewygodnym fotelu słuchając wypowiedzi laureatów nagród tygodnika, wręczanych na okoliczność jubileuszu gazety. Każda z tych opowieści powinna być zarejestrowana i wyemitowana w telewizji, najlepiej zamiast bełkotów etatowych „specjalistów” od czarnego PR-u. Ale pewnie -nie będzie. Bo od powtarzanego do znudzenia telewizyjnego bla-bla-bla różniły się potężną dawką optymizmu, wiary we własne siły, dumą z dotychczasowych osiągnięć i uzasadnioną nadzieją na ich dalsze kontynuowanie. Sala nabita do ostatniego miejsca biła brawa zupełnie jak na partyjnej konwencji, ale przecież nie dlatego, że tak sobie zaplanował mówca, lecz z powodu uznania dla działalności laureata. Szczere wzruszenie ogarnęło i mnie, gdy pani Magdalena Hoser-Chachulska, szefowa hospicjum św.Krzyża wsparta na kulach opowiadała o problemach trapiących jej piękną inicjatywę, słabo wspieraną przez oficjalne władze, a silną bezinteresowną pracą wolontariuszy niosących pomoc schorowanym, często bezdomnym ubogim mieszkańcom Warszawy. Pomyślałem wtedy, że w podobnych działaniach kryje się duch polskiej wspólnoty, pozwalający przetrwać złe czasy -ongiś zaborów, dziś- politycznych podziałów. I pewnie dlatego ta „Polska równoległa”, jakże inna od lansowanej w mediach skłóconej, rozdartej przez aspirujących do władzy pasożytów musi wygrać. Już ma ponad 60% poparcia.

16 listopada- głosujmy na nią!

a.kopff@wp.pl
czytaj także www.1944kopff.bloog.pl