Wątpliwości
Nie podzielam oficjalnego optymizmu,
jaki owładnął naszymi politykami, związanego z deklaracją NATO o utworzeniu
tzw. szpicy. W ogóle nie podoba mi się nastrój znany z przedwojennego hasła
„silni, zwarci gotowi”, tak tragicznie zweryfikowanego we wrześniu 1939 roku.
Dziś na wschodnich krańcach Europy rozpala się zarzewie wojny. Nie jest to
konflikt o terytoria, to starcie dwóch systemów i odmiennych rodzajów
mentalności: jednym odpowiada demokracja w zachodnim stylu -drudzy wolą/?/
dyktaturę a la Józef Wissarionowicz Dżugaszwili. A na styku obu
ideologii leży Ukraina, słabe państwo, które nieprzypadkowo stało się polem
walki. Moim zdaniem- skazane na podział, bez względu na deklaracje przywódców
Zachodu.
Bo nasi wschodni sąsiedzi, przez wieki marzący o niepodległości, nie zyskali sobie przyjaciół w najbliższym otoczeniu, w czym prześcignęli nawet skłóconych ze wszystkimi sąsiadami Polaków. Z nimi zresztą skonfliktowali się najwcześniej, gdy dzięki Unii Lubelskiej wchodząca w skład Litwy Ukraina znalazła się w Rzeczpospolitej. Ale i potem, gdy Polska zniknęła z mapy Europy, ziemie ukraińskie podzielono między Rosję i Austrię, a po pierwszej wojnie światowej część dostała się także Czechosłowacji i Węgrom /Ruś Zakarpacka/. II wojna przyniosła kolaborację Ukraińców z Niemcami – wyczyny SS Galizien aż nadto zapisały się w pamięci Polaków, a rzeź wołyńska- to nadal niezabliźniona rana na wspólnej historii. Ukraińcy przez wieki miotali się pod rządami kolejnych zdobywców, a sami nie potrafili wybić się na niepodległość, nawet wtedy, gdy po upadku caratu mieli taką okazję.
Powojenny porządek Europy przyniósł Ukrainie coś w rodzaju autonomii w ramach Związku Radzieckiego, której symbolem była jej groteskowa obecność w ONZ-cie. Ale całkowita zależność od Kremla dała Ukrainie niebywały, co prawda tylko na mapie, obszar -przyłączono wschodnie terytoria II Rzeczpospolitej, wspomnianą już Ruś Zakarpacką i podarunek od Ukraińca Chruszczowa -Krym. W regionie Donbasu Rosjanie osiedlali się od czasów Katarzyny Wielkiej, za panowania której wybudowano tam pierwsze zakłady przemysłowe, ale po rewolucji administracja była ukraińska. Dziś problemy narodowościowe, podsycane przez Moskwę, stały się pretekstem do zbrojnego konfliktu. A ten wybuchł, bo sklecone arbitralnymi decyzjami państwo, po rozpadzie ZSRR wreszcie niepodległe, postanowiło „pożeglować” na Zachód, wybierając między poziomem życia i swobodami obywatelskimi w zjednoczonej Europie, a bezprzykładną korupcją i zamordyzmem, cechującym postsowiecką dyktaturę.
Niestety - do swoich przywódców Ukraińcy też nie mają szczęścia. Prezydenci kolejno wybierani to albo nieudacznicy, albo złodzieje, albo zwykli zdrajcy, własny interes przedkładający ponad dobro narodu. Efekt: gigantyczne majątki ludzi władzy z jednej strony, z drugiej -nędzny żywot większości społeczeństwa, podatnego na manipulacje medialne i nacjonalistyczne hasła. Z Moskwy płynie propaganda antyunijna, a Zachód nie umie na nią skutecznie odpowiedzieć. Ukraina faktycznie już się podzieliła i tylko czekać, kiedy reszta Europy zmuszona będzie to zaakceptować udając wielkie oburzenie, grożąc Rosji kolejnymi nieskutecznymi sankcjami i strasząc wojskową „szpicą”, okrzykniętą przez naszych przywódców jako wielki sukces wspólnoty unijnej.
Nasze społeczeństwo nie w pełni podziela zaangażowanie polskiego rządu w ukraińskie problemy. Owszem, Polacy zawsze byli skłonni walczyć „o wolność naszą i waszą”, ale obecnie, doświadczeni swą własną gorzką historią, podejrzliwie przyjmują deklaracje władzy o konieczności wyrzeczeń „w imię wspólnoty, braterstwa, solidarności” itp. hasełek, za którymi czają się ludzkie dramaty. Nie wszyscy podzielają radość ze wzmacniania potencjału militarnego, bo w rezultacie oznaczać to może ofiary i zniszczenia, a tego mieliśmy już za wiele. Doświadczenie ukraińskie przynosi nam fundamentalną przestrogę przed wykorzystywaniem przez różne siły idei pluralizmu demokratycznego, który bez konstytucyjnych zabezpieczeń i przy złej woli polityków przerodzić się może w otwarty konflikt, prowadzący do osłabienia państwa, a nawet -jak na Ukrainie- wojny. Jej eskalacja, przy zaangażowaniu Rosji i Unii, grozi światową katastrofą.
Dlatego powinniśmy bacznie obserwować przebieg ukraińskiego dramatu, ale przede wszystkim zająć się porządkami na własnym podwórku. Wszak u nas też są „separatyści”, co prawda uzbrojeni tylko w medialne miotacze kłamstw i obelg, ale niestety dość skutecznie dzielący społeczeństwo. A w obliczu płynących z zewnątrz zagrożeń jedność narodu jest bardziej potrzebna niż „wojskowa szpica”.
Nowa pani premier stanie przed trudnym zadaniem.
a.kopff@wp.pl
czytaj także
www.1944kopff.bloog.pl