Gender – zwycięzca


 

Z definicji: gender, czyli płeć społeczna, to suma cech osobowości, przyjmowanych zarówno przez kobiety i mężczyzn, nie wynikających z różnic biologicznych, lecz nabywanych w wyniku wykonywanych ról w społeczeństwie. To oczywiście wielki skrót, ale wystarczający, by wytłumaczyć zachowania niektórych osobników, z jakich składa się ludzkie stado.

Dla lepszego zrozumienia tego zjawiska posłużę się przykładem. Na pierwszy ogień- własny, bo przecież każdy facet, który zamiata mieszkanie, robi zakupy czy gotuje obiady jest ofiarą tego okropnego „gendera”, a ja właśnie takie zajęcia wykonuję. Cóż, moja żona pracuje, więc także jest jego ofiarą. Odwrócenie tradycyjnych ról bardzo mi się podoba i zapewnia naszemu związkowi zgodne współżycie trwające już ho, ho, a może i dłużej.

Obserwacja zachowań niektórych postaci także przynosi odpowiednie przykłady. Taka np. pani Pawłowicz zamieniła kobiecy wizerunek na szalenie męski obraz dzierżącego bat furmana, używając słownictwa zastrzeżonego dotąd dla klientów budki z piwem. Za to jej szef stara się jak może, by uchodzić za „prawdziwego mężczyznę”, choć z wielu powodów ma z tym pewne kłopoty. Mamy tu do czynienia z działaniem złego losu, który nie pozwala wyżej wymienionym być sobą – życzliwą ludziom starszą panią, czy łagodnym, siedzącym w kapciach safandułą. Co ich pcha do postępowania niezgodnego z ich biologicznymi uwarunkowaniami? Czyżby ten wstrętny „gender”? A to przecież nie wszystkie tego rodzaju przypadki.

Nic więc dziwnego, że taka zamiana ról nie podoba się wielu obywatelom, upatrującym się w rozprzestrzenianiu epidemii wirusa „gender” w polskim społeczeństwie zagrożenia dla moralności i narodowego bytu. Pewnie dlatego nie można w Sejmie ratyfikować konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy w rodzinie, torpedowanej przez męską większość, zastrzegającą sobie prawo do rządzenia w domu i kierującą kobiety do tych zajęć, jakie ich zdaniem powinny wyłącznie wykonywać – do dzieci, kuchni i kościoła. Funkcjonariusze tego ostatniego, ubrani w gustowne sukienki, walczą zaciekle o zachowanie wartości, które zwą „tradycyjnymi”, „narodowymi”, „patriotycznymi” czy wręcz „polskimi”, a przeciwników tego dziewiętnastowiecznego poglądu odsądzają od czci, a nawet wiary z wiadomym skutkiem -coraz mniej ludzi chodzi do kościoła. Bo ten podstępny „gender” ma coraz więcej zwolenników, zwłaszcza wśród kobiet, wbrew wszelakim przeszkodom zdobywającym coraz wyższą i równą mężczyznom, o zgrozo, pozycję społeczną i dlatego kościół, który jest temu przeciwny, stoi na przegranej pozycji.

Polacy, niepomni wskazywanych przez biskupów zagrożeń płynących z panoszenia się „gendera”, zaakceptowali fakt, że w męskiej dotychczas roli premiera rządu obsadzono kobietę. Nie jesteśmy zbyt oryginalni- wszak już wcześniej rząd Margaret Thatcher przyniósł Wlk. Brytanii ekonomiczne sukcesy, a z kolei Angela Merkel uczyniła z Niemiec najpotężniejsze państwo europejskie. Więc może pani Kopacz także sprawdzi się na tym stanowisku? Na razie dobrze jej idzie, poparcie obywateli rośnie, a starania podejmowane w celu zażegnania międzypartyjnych swarów zasługują na najwyższe uznanie. Oby tak dalej! I dlatego naród / choć nie wszyscy, oczywiście!/ z pobłażaniem przyjmuje potknięcia pani premier, takie, jak chociażby niepewny przemarsz wraz z niemiecką koleżanką po fachu przed frontem wojskowej kompanii honorowej. Złośliwi co prawda twierdzą, że tak się stało, bo kobieta bez torebki traci pewność siebie, a takiego wyrzeczenia wymagał protokół dyplomatyczny, ale nie przesadzajmy. Zresztą kiedy moda na damskich premierów się upowszechni, będzie można albo znieść ten nieludzki przepis, albo, dla słusznej równowagi- wojsko obuć w szpilki lub w ostateczności, z pożytkiem dla świata -zlikwidować. Niech więc „gender” zwycięża!

Póki co- biorę torbę i idę na bazar, rozglądając się po drodze. Coraz nas więcej, panowie!

 

a.kopff@wp.pl
czytaj także www.1944kopff.bloog.pl