Słupki
Kto się spodziewał, że będę pisał o wynikach wyborów, ten tylko trochę się pomylił. Bo rezultaty, jeśli wierzyć sondażom -z grubsza znamy. Jak zwykle nie ma przegranych -wszyscy odnieśli sukces: Platforma, SLD, PSL czy nawet Kongres Nowej Prawicy. I choć zwycięzcą ogłoszono PiS, ten jednak mimo procentowej przewagi nad konkurencją tak naprawdę nic praktycznie nie zyska. Słowem -Polacy, nic się nie stało! Tymczasem prawie nikt nie zauważa, że największym przegranym w samorządowych wyborach są obywatele - wyborcy,w trakcie wyborczej kampanii wplątani w międzypartyjne walki, z problemami ich małych ojczyzn nie mające nic wspólnego.
Powiedzcie mi, proszę: co wspólnego z funkcjonowaniem miasta ma afera taśmowa lub wyczyny p.Hofmana? Jaki związek z potrzebami mieszkańców dowolnego miasta czy gminy w Polsce ma przedwyborcza promocja p.Dudy jako kandydata na prezydenta RP? Czy położenie nowej nawierzchni na mojej dziurawej ulicy zależeć ma od tego, czy zagłosuję na właściwą partię -czy od wyboru sprawnego zarządcy, który tę dolegliwość zauważy i zarządzi jej usunięcie?
Pocieszające jest to, że traktowani jak ciemna masa wyborcy w większości podzielili pogląd, że afiszowanie się przynależnością partyjną w wyborach samorządowych jest niestosowne i dali temu wyraz przy urnach. Pani Gronkiewicz-Waltz odczuła to zapewne boleśnie, gdyż skala jej zasług dla Warszawy jest bezdyskusyjna, ale wynik wyborczy osłabiło wyraźnie podkreślanie partyjnej funkcji. Przykra niespodzianka spotkała także innych „pewniaków”- Adamowicza w Gdańsku czy Dutkiewicza we Wrocławiu. Poparcie partyjnych konwentykli im także przyniosło utratę głosów. Nie pomogło hasło „Bliżej ludzi”, bo ludzie od upartyjnionych samorządowców chcieliby być jak najdalej. Niestety -obowiązująca ordynacja temu nie służy. I pewnie dlatego frekwencja w lokalach wyborczych była taka sobie i stąd w wielu miastach będziemy mieli dalszy, kosztowny ciąg tej zabawy, zwany „drugą turą”.
W Warszawie dwa następne tygodnie spędzimy więc na obserwacji zmagań p. Gronkiewicz -Waltz z Platformy z panem Sasinem -reprezentantem PiS-u. To przeniesienie parlamentarnych bijatyk na grunt samorządu, w wyniku których mamy mieć jasność, czym się różnią kandydaci do fotela prezydenta stolicy. Usłyszymy zapewne wyliczankę osiągnięć aktualnej władzy i optymistyczne prognozy na przyszłość oraz przekraczającą naszą wyobraźnię ilość obietnic konkurenta dotychczasowej pani prezydent, których rzetelność zagwarantuje słowem honoru/!/ Jarosław Kaczyński. Nam pozostaje wybór- komu wierzyć oraz mieć nadzieję, że ta wiara uczyni cuda.
Jako mieszkaniec Mokotowa mam jednak inne kryterium przydatności na samorządowe stołki: spoglądam na słupki. Nie te, wskazujące na procenty poparcia tego czy innego kandydata, ale te, jak najbardziej materialne, którymi bezmyślnie ogradza się warszawskie ulice w miejscach jak najbardziej idiotycznych. Swój głos oddam na tego, kto obieca demontaż tych przeszkód, utrudniających życie mieszkańcom, klientom banków i sklepów przy ulicy Malczewskiego. Tam słupkami opalowano nawet miejsca parkingowe. Decyzję podjął zapewne ktoś mało przytomny, pewnie zesłany do samorządu zużyty partyjny politykier, który tuż przed wyborami chciał się „wykazać”. Przesadzam? Powiedzcie to inwalidzie, który o kulach przedziera się przez te palisady, by podjąć pieniądze z bankomatu, kupić chleb w piekarni i zrobić zakupy w sklepie, a samochodu nie może zaparkować, bo teraz już nie ma gdzie. Akcja „słupek” obejmuje coraz większy obszar stolicy i rodzi podejrzenie, że ma związek z walką wyborczą - prawdopodobnie na te pale, za przykładem Vlada Palownika, zwanego Draculą - wbijać się będą wzajemnie polityczni przeciwnicy. Kto kogo - jeszcze nie wiadomo, bo Państwowa Komisja Wyborcza ma, jak zwykle, kłopoty z ustaleniem wyniku głosowania.
W telewizjach panuje na ten temat tzw. święte oburzenie, bo przecież dostojni starcy z PKW odbierają im widzów szukających godziwej rozrywki. Ja traktuje sprawę poważnie, wszak od kiedy przed dwunastu laty napisałem o awariach liczydeł pierwszy felieton- ta instytucja dostarcza mi cyklicznie chwytliwych materiałów do literackich wzlotów. Ale cieszę się, że w kraju, w którym co dzień zachodzą wielkie zmiany /ze zmianami w rządzie włącznie/ jest tak stabilny w swej nieudolności organ, swoisty skansen dla cyfrowo wykluczonych emerytów, udowadniających, że można w XXI wieku nieźle żyć i trwać bez pomocy cywilizacyjnych gadżetów. To daje wielkiej grupie nienadążających za postępem seniorów potężną dawkę optymizmu. A że liczenie głosów trochę dłużej potrwa, to co? Przecież i tak wiemy, kto wygrał. Pozostaje tylko w długie jesienne wieczory podumać- dlaczego...
a.kopff@wp.pl
czytaj także
www.1944kopff.bloog.pl