Dziennik noworoczny
1 stycznia 2015. Poranek, czyli około godziny 11.00.
Po nocnej kanonadzie pies powoli dochodzi do siebie, a ja idę do kuchni. Śniadanko- kawa i pół bułeczki, bo obiecałem sobie solennie, że zacznę się odchudzać oraz przestanę palić. Zjadam całą bułę i wypalam dwa papierosy, a realizację noworocznego postanowienia odkładam chwilowo do jutra. W telewizji pokazują noworoczne fajerwerki i zapowiadają strajk lekarzy.
2 stycznia. Jeszcze ciemno.
Sprawdzam, jak wygląda akcja protestacyjna przeciw pomysłom ministra zdrowia, bo o godzinie ósmej mam umówioną wizytę w przychodni. Na miejscu kilku interesantów „Biura Wypisywania Recept”, bo taką właściwie rolę odgrywa ta placówka. A wygląda to tak: podsuwam przygotowaną kartkę z wykazem specyfików/ b.dokładnie: ilość tabletek, opakowań i gramatura/, pani doktor przepisuje to wszystko na receptę, a potem jeszcze raz do karty pacjenta i już, zaledwie po 20 minutach kończy zmagania z kaligrafią. Zostaje jeszcze 10 minut, więc mierzy mi ciśnienie i już czuję się „zaopiekowany”, a pani doktor ma satysfakcję z dobrze wypełnionego/ i zapłaconego!/posłannictwa. Następny, proszę!
3 stycznia, sobota.
Ranne wiadomości. Strajk lekarzy trwa, pokazują ludzi szarpiących klamki zamkniętych „zakładów opieki zdrowotnej”, a ja udaję się do apteki z uzyskanymi wczoraj receptami. Zapisane specyfiki są płatne na100%.- To po co ten cały cyrk z zawracaniem głowy lekarzowi, skoro nie ma refundacji? -pytam głupio. -Żeby pan wiedział, jak je zażywać- pada równie głupia odpowiedź.- Ależ ja wiem, bo biorę te mikstury od paru lat- próbuję znaleźć sens w tych procedurach. Pani w okienku nie ma ochoty na dyskusję.- Takie są przepisy i już!-tłumaczy mi krótko i węzłowato. I tak tego nie zrozumiem, więc wychodzę.
4 stycznia, niedziela.
Już wiem, o co chodzi lekarzom rodzinnym, bo wyłożono kawę na ławę: o pieniądze. To nowość, bo do tej pory szło im podobno o pacjentów. Ale pieniądze się należą, bo muszą oni teraz oprócz wypisywania recept -wykrywać nowotwory. Długopisem? Negocjacje trwają.
5 stycznia. Poranek.
Koniec strajku, czyli wielki sukces. Wszystko będzie, tak jak było,tylko lekarze dostaną podwyżkę o cztery złote więcej od pacjenta. Razem -miliard dwieście. To grosze, w zamian za święty spokój. Ciekawe, jak długo potrwa. Jeden dzień?
7 stycznia. Po południu.
Strzelanina w Paryżu. Nawiedzeni czciciele Mahometa zabili redaktorów pisemka, specjalizującego się w niewybrednych żartach z wszelakich religii. Przestaję pisać o tolerancji, kohabitacji, poprawności politycznej, wolności słowa. Zacznę o barbarzyństwie, zdziczeniu, podłości i nienawiści, czyli zachowaniach wywoływanych wierzeniami w istniejące jedynie w wyobraźni fantomy. Zabić za karykatury? Dobrze, ze nie dorastamy jeszcze do poziomu Francji, choć niektórzy sądzą, że to właściwy kierunek. „Religia- opium mas”- twierdził Marks i przynajmniej w tej materii się nie mylił. U nas także wielu jest „na religijnym haju”. Trzeba się mieć na baczności.
9 stycznia. Cały dzień.
Pan Miller szaleje na antenach. Zgrabnie połączył śmierć Józefa Oleksego z prezentacją pani Ogórek-kandydatki SLD w wyborach prezydenckich oraz wyrzuceniem swego poprzednika, Grzegorza Napieralskiego z partii. Następna taka okazja do błyszczenia p.Leszka w telewizji pojawi się dopiero przy wyprowadzaniu sztandaru Sojuszu. Liczę na podobną elokwencję byłego premiera. Na elegancję -już od dawna nie.
10 stycznia. Widziane z łóżka.
Cóż za brak koordynacji! Zamiast transmisji miesięcznicy -strajk górników. Nie za dużo tego na raz? Wiadomo, że zły rząd źle rządzi, ale żeby opozycja tak sobie wzajemnie wchodziła w paradę? Ludzie mają tego dosyć i nawet, o zgrozo, odzywają się głosy, ze związkowcy przesadzają i że nie powinno się dokładać dwustu milionów miesięcznie do nierentownych kopalń. Na miejscu pani premier położyłbym na stole klucze do kopalni: „Wiecie, jak ma być- rządźcie się sami, a podatników przestańcie robić w ciula”- ot, tak prosto powiedziane, po górniczemu. Może zrozumieją...
11 stycznia. Odwilż.
Pani premier w Paryżu na solidarnościowej manifestacji przeciw islamskiemu ekstremizmowi, a w kraju orkiestra Owsiaka grająca na przekór naszym fanatykom. Jedna uwaga, panie Owsiak: trzeba zacząć zbierać kasę na oddziały psychiatryczne, bo nieleczeni dotąd chorzy mogą być niebezpieczni! Dla pana – w pierwszej kolejności.
* * *
Jak widać z tego pobieżnego przeglądu, początek nowego roku przyniósł wiele zaskakujących wydarzeń, a następne dni także obfitować mają w różne niespodzianki. Pani premier jedzie na Śląsk gasić strajkowe pożary, w ślad za nią pan prezes, wybudzony z sylwestrowej drzemki- wzniecać nowe, pan Piechociński udaje się w teren na poszukiwania PSL-owskiego kandydata na prezydenta i tylko pan Palikot trwać będzie w nieustającym przeświadczeniu o swej mądrości, predestynującej go do objęcia najwyższego stanowiska w państwie. Oj, będzie się działo!
A mój pies żąda, aby wyjść na spacer i to da się zrobić.
a.kopff@wp.pl
czytaj także
www.1944kopff.bloog.pl