Waterloo


 

Ze strony internetowej przeznaczonej dla uczniów gimnazjalnych wynotowałem sobie interpretację porzekadła Napoleona: ”Każdy żołnierz nosi buławę w tornistrze”, co według autora szkolnego bryku oznacza, że „dowódcą w jego wojsku mógł zostać praktycznie każdy”. Napoleon tę sentencję zrealizował w praktyce wielokrotnie : jego marszałkowie /mimo najczęściej niskiego pochodzenia/ otrzymywali te wysokie stanowiska po zwycięskich wojennych kampaniach.

Bonaparte naszej lewicy, Leszek Miller, także słynie z celnych powiedzonek. Najsławniejsze jest to o prawdziwym mężczyźnie, którego wśród mniej prawdziwych rozpoznajemy nie po początku, lecz końcu, którym zwieńczy dzieło. On także, jak Napoleon, wiódł swą partyjną armię przez rozmaite boje, w dziejowych burzach i zawieruchach odnosił niemałe sukcesy, ale niestety - w 2004 roku poległ z kretesem. Wielka formacja zepchnięta na margines i co gorsza, pozbawiona wodza, została doszczętnie okradziona z lewicowej ideologii przez następców tronu, a oni bez żenady do dziś wykorzystują ją instrumentalnie w miarę potrzeb czyli -do mydlenia oczu PT Pospólstwu zwanym także ukochanym i wiernym elektoratem. To nic, że uchodzą za prawicę, ale lewicowe hasła : „pochylanie się” nad wykluczonymi, wołanie o sprawiedliwość społeczną czy zwiększenie roli państwa w gospodarce- do walki o władzę pasują jak ulał, więc czemu ich nie wykorzystywać!

Tymczasem odsunięty od udziału w polityce były przywódca SLD odbył nieszczerą pokutę na wyspie Samoobrony i triumfalnie powrócił na zbiedniałe partyjne łono. Ci, którzy wróżyli mu sukces -zawiedli się wielce, gdyż zamiast pozyskiwać zwolenników, zajął się porządkami w swym ogródku. W rezultacie wypielił wszystkich, których uważał za chwasty i teraz, jak za dawnych dobrych czasów, nic ponad przewodniczącego Millera nie ma prawa wyrosnąć. I wszystko byłoby cacy, ale zbliżają się wybory, a wokół wodza lewicy -pustka. Kończy się 100 dni, nadciąga Waterloo?

Pan Miller jest człowiekiem pomysłowym i -jak wszyscy wiemy- szalenie dowcipnym. Przewidując porażkę, która może stać się podzwonnym dla jego partii postanowił uraczyć nas na koniec wesołym widowiskiem. Jeśli ginąć, to z fasonem – pomyślał i zakpił z rozpolitykowanego społeczeństwa czyniąc nikomu nieznaną nadobną panienkę swym reprezentantem w nadchodzących wyborach na urząd prezydenta RP. Kobieta też może nosić buławę -co z tego, że w torebce! Nielicznym pozostałym żołnierzom nakazał złożenie jej przysięgi na wierność, nie licząc chyba na to, że po spodziewanym rozstrzygnięciu będą mieli oni ochotę na pobyt na św. Helenie, zwłaszcza, że przecież nie ona tam się znajdzie, lecz jej promotor.

Bo jego los jest chyba przesądzony. Usunięci z partii dawni towarzysze bojów o lewicowe ideały zbierają się do kontrofensywy. Niektórzy w desperacji również wystawili się na wyborczy przetarg – ilość lewicowych kandydatów jest odwrotnie proporcjonalna do aktualnej popularności tej ideologii. Nie tylko duchy przeszłości, ale nawet OPZZ opuściło tych straceńców. Ale już podobno działa potężna siła sprawcza, która ma ponownie ich zjednoczyć przed kolejnym obrotem wyborczej karuzeli, zapowiadanym na jesień. Pięknie wyjaśnił to w krótkim telewizyjnym wystąpieniu wyrzucony z SLD poprzednik Millera, b. przewodniczący Napieralski : „ja mam żonę i dzieci i z czegoś muszę żyć!”. Cóż, byt określa świadomość, pamiętajcie, towarzysze!.

A gdy przetoczą się nad głowami niedobitków wyborcze fajerwerki zwycięskich konkurentów - będą mogli wspominać swego Napoleona wznosząc toast burbonem, w restauracji, najlepiej sejmowej. Oczywiście -o ile dostaną przepustkę.

 

a.kopff@wp.pl
czytaj także www.1944kopff.bloog.pl