Zgoda na niezgodę
W toczącej się aktualnie prezydenckiej kampanii wyborczej można zaobserwować ciekawe zjawisko – rzadko występującą w naszym kraju zbieżność poglądów różnych grup społecznych. Oczywiście, nie w każdej sprawie, ale przynajmniej w jednej -zasadniczej. Otóż niemal wszyscy się zgadzają, że tak beznadziejnej, niepotrzebnej i głupiej agitacji przedwyborczej jeszcze III Rzeczpospolita nie przeżywała.
Próżno bowiem oczekiwać od głównych kandydatów jakiejś merytorycznej dyskusji o przyszłości kraju. Przecież ludzie się orientują, że wpływ na ową przyszłość prezydent w Polsce ma minimalny, więc zamiast prezentacji programów, zawierających prorocze wizje, wystarczyć muszą wytarte hasełka, wyświechtane slogany i obiecanki-cacanki, w które już nikt nie wierzy. Sztaby wyborcze zatrudniły specjalistów od promocji politycznego towaru, a ci udowadniają nam, że promocja kandydata na prezydencki fotel technicznie niczym się nie różni od reklamy płynów do płukania ust – w obu przekazach najważniejsze są wyszczerzone w wystudiowanym uśmiechu zęby.
Od paru tygodni trwa zadziwiający wyścig - akcja zbierania jak największej ilości podpisów z poparciem dla cudownie rozmnożonych narodowych herosów, gotowych dla ojczyzny poświęcić wszystko co mają, czyli niewiele. Wydaje się, że po zliczeniu tych „głosów poparcia” może się okazać, że będzie ich nawet więcej niż faktycznie kartek w urnach w dniu wyborów, bo przecież ta kampania potrwa jeszcze parę tygodni, a nie wszyscy potencjalni wyborcy są aż tak cierpliwi. Na razie do PKW kandydaci znoszą tony makulatury, a z mediów leją się ciurkiem informacje o ich gafach, wpadkach i niezręcznościach, mających podobno przemożny wpływ na końcowy wynik zabawy w demokrację. Od tego zależeć ma procentowy wynik poszczególnych kandydatów, z których tylko jeden ma szansę na pięcioletni kontrakt. A reszta?Oby była milczeniem!
Dziś jednak nie ma mowy o ciszy. Warczą silniki wyborczych busów, przemierzających kraj z objazdową wystawą figur i figurantów, warczy na niebie samolocik jednego z kandydatów, a wszyscy warczą na kandydującego ponownie prezydenta Komorowskiego. Siła złego na jednego! Media robią co mogą, by ten hałas uczynić bardziej atrakcyjnym dla znudzonych spektaklem widzów – ostatnio posuwają się do karmienia nas absolutną fikcją. Oto w serialu „Rancho”, nadawanym w TVP, w usta aktora kreującego postać Dudy włożono gorącą krytykę biskupa, co w naszym katolickim kraju musi wywołać nieobliczalne skutki. Zachodzi bowiem obawa, że nieuważni widzowie mogą przypisać poglądy serialowego Dudy nie tylko przewodniczącemu Solidarności, lecz /o zgrozo!/ także kandydatowi PiS-u na prezydenta! Jest to możliwe, gdyż ilość Dud przypadających na głowę mieszkańca kraju nad Wisłą stanowczo przekracza normę i może być przyczyną wielu nieporozumień.
Ale - trudno! Wszak nasze bezkrytyczne przywiązanie do norm demokracji ma także swoje konsekwencje: musimy z udawaną powagą przyjmować do wiadomości każdą głupotę, jaką zechcą nam przekazywać media. A to pisowski „Bronko-market” z cenami w euro, a to „jedynie wiarygodne sondaże”, a to cios w suwerenność czyli inwazja amerykańska, a to Komorowski w mafii wołomińskiej, a to, a tamto, a wszystko dlatego, że mamy wolność słowa, a właściwie tego słowa „dowolność” i polityczni macherzy korzystają z niej, ile wlezie. I dlatego tak zalecana w kampanii wyborczej zgoda narodowa oznacza przyzwolenie na ustawiczne prowokowanie awantur.
Na koniec pytanie: czy to kogoś jeszcze obchodzi?
a.kopff@wp.pl
czytaj także
www.1944kopff.bloog.pl