Guz na czele


 

Mam nadzieję, że wśród czytelników tego felietonu znajdą się osoby leciwe, pamiętające czasy bez telewizyjnego dziamgania, internetowego hejterstwa czy prasowego szczucia. Ludzie ci, pozbawieni w młodości dostępu do tych zdobyczy uprawiali zapomniane dziś tzw. czytelnictwo, jest zatem prawdopodobne, że przypomną sobie jedną z lektur, a mianowicie powieść Marka Twaina „Książę i żebrak” i barwny opis środowiska 16-wiecznych wydrwigroszów i oszustów, którzy, ucharakteryzowani na kaleki, z żerowania na ludzkim współczuciu uczynili sobie źródło utrzymania.

Pamiętne strony tego dzieła skojarzyły mi się z obrazem związkowej manifestacji, która w zeszłym tygodniu przetoczyła się przez stolicę. Toż to był dopiero orszak niebożąt dotkniętych ogromem nieszczęść, jakie spadły na nich za sprawą złego rządu. Wiódł je dotknięty głodową opuchlizną pan Guz, za nim podążały wysuszone jak wióry bezrobotne nauczycielki, pozbawione przez minister Rostkowską odpowiedniej liczby dzieci do nauczania, szli wynędzniali strażacy, którym wynagrodzenia ledwie starczają na „wodę ognistą”, a także rolnicy, zapędzeni do niewolniczej pracy w latyfundiach p. Izdebskiego. Z powodu braku miejscowych, warszawskich pokrzywdzonych całą tę kupę nieszczęścia zwieziono do stolicy wygodnymi autokarami, blokując mieszkańcom możliwość swobodnego poruszania się po mieście. Dlatego tylko w telewizji mogliśmy oglądać te żałosne ofiary biedy, nędzy i poniżenia – z tego też powodu nieczuli chyba na ludzką krzywdę warszawiacy osobiście nie wsparli demonstrantów datkami, co spowodowało, że proszący o wsparcie biedacy udali się pod Urząd Rady Ministrów, w którego skarbcu spoczywa, jak wiadomo, wszelkie bogactwo Rzeczpospolitej. Niestety, pani dzierżąca klucz do skarbca wyjechała na weekend i cały ten najazd zakończył się niepowodzeniem, bo uczestnicy pochodu nie dostali złamanego szeląga Powstaje pytanie -dlaczego zlekceważono ponad 50 tysięcy ubogich obywateli, którzy przyjechali do Warszawy, by wyżebrać trochę grosza i napić się piwa?

Manifestacja nie odniosła pożądanego sukcesu, ponieważ nie zadbano o rekwizyty unaoczniające widzom, a zwłaszcza władzy - rozmiarów i skutków ubóstwa. Nie było inwalidów na wózkach ani dzieci, zawsze wyciskających łzy i poruszających kamienne serca, nie było trędowatych i kuśtykających na drewnianej nodze żebraków w łachmanach. A przydałby się też jakiś miły staruszek na marach i trumna z napisem „III RP”- niestety, nie było! Cóż, pan Guz widocznie uważał, że wystarczy niepełnosprawność umysłowa maszerujących, ale ta przecież nie jest tak efektowna, jak przytoczone wyżej obrazki. Same transparenty zdradzające braki rozumu u demonstrantów, takie jak „Rząd kradnie” czy „Nie głosuj na Komoruskiego” to za mało, by wzbudzić litość, a zatem nie ma co liczyć na kasę. Trzeba było, panie przewodniczący lepiej przygotować ten protest, choćby tak, jak pańscy koledzy z „Solidarności”, którzy każdemu rządowi grają na nosie i tylko modlą się wraz z dyżurnym biskupem, by premierem nie został groźny dla nich Korwin-Mikke. Podobno Pan Bóg, w obawie przed dymem z opon, ma ich modlitwy wysłuchać. Ale rozumiem, że pana sytuacja jest skomplikowana. Jako przewodniczącemu OPZZ-tu nie wypada udzielać poparcia Dudzie w staraniach o prezydenturę, zwłaszcza, że świeczkę przed nim pali sam prezes. Panu pozostaje Ogórek czyli kara za lewicowe/?/ poglądy. Współczuję.

Proszę jednak nie tracić nadziei i organizować następne, równie spontaniczne demonstracje. Chętnych na darmową wycieczkę do Warszawy na pewno nie zabraknie, nawet gdy po marszu zafunduje pan uczestnikom przymusową obecność w teatrze. Będą wystawiać „Operę żebraczą”. To taka angielska sztuka. Pasuje?

 

 

a.kopff@wp.pl
czytaj także www.1944kopff.bloog.pl