...i kamieni kupa...


 

Między demokracją a anarchią jest cienka granica. Przebiega ona między tymi, dla których największą wartością jest dobro państwa, a tymi, dla których niepoddające się żadnym ograniczeniom indywidualne swobody są najważniejsze.

W naszym kraju ta druga opcja ma obecnie większość i to wszystko, co się teraz dzieje jest skutkiem takiego stanu rzeczy. Dlatego też trwające niemal bez przerwy kampanie wyborcze, zamiast być pretekstem do dyskusji o stanie państwa stają się monologami o złym prowadzeniu się politycznych przeciwników, a obrzucanie się błotem zastępuje rzeczową argumentację. Równie beztrosko można mówić o stanie obronności kraju, bo ochrona tajemnic państwowych to iluzja, jak i o „niewłaściwym pochodzeniu” rodzin kandydatów, bo deptanie prywatności to sprawa nagminna. Żaden sąd nie ustrzeże się przed krytyką swych wyroków, a ustawy parlamentarne muszą uzyskać poparcie episkopatu – w przeciwnym razie posłów czeka ekskomunika. Pytam: czy to jest jeszcze demokracja czy już tylko anarchia? Jest to pytanie retoryczne, a prawda jest taka, że wprowadzenie zasad obowiązujących w cywilizowanym świecie powiodło się u nas podobnie, jak nie przymierzając – w Iraku.

Erozja państwa polskiego wpisana jest w narodową historię i trwa nadal. Jak za czasów Katarzyny Wielkiej zza miedzy zerka na nasze gospodarstwo sąsiad, któremu marzy się własne, autokratycznie zarządzane imperium i z zadowoleniem stwierdza, że Polacy własnymi rękami prowadzą swój kraj do zguby. Rozejrzyjmy się wokoło -wszelkie autorytety legły przywalone kamieniami obelg, lawinami pomówień i stertami fałszywych oskarżeń, a od chętnych do zawiązywania antypaństwowych konfederacji aż się roi. Jakiekolwiek dokonania aktualnej władzy należy zdeprecjonować- kampania prezydencka wskazuje, że nawet najwyższy w Polsce urząd można zdeptać, opluć i obarczyć za winy niepopełnione, a wszystko w imię teoretycznych „zmian na lepsze”, które dokonają się ot, tak- jeśli tylko głową państwa zostanie „nasz człowiek” czyli nie ten, który akurat teraz zasiada na oblewanym pomyjami stanowisku. Niestety -jest zbyt wielu, którzy w to wierzą.

Z wielkim zadowoleniem te zapasy w błocie przyjmują media, żerujące na przedwyborczej gorączce, cynicznie wpisując się w podsycanie narodowych waśni. Pokażcie mi choć jedną stację telewizyjną, w której zobaczyć i usłyszeć będzie można w miarę obiektywną ocenę rzeczywistości. Zamiast rzetelnych dyskusji mamy pyskówki i awantury- tylko patrzeć, kiedy przed kamerami, sprowokowani przez chytrych i pozbawionych skrupułów redaktorów- wybrańcy narodu będą się prać po gębach. Zadaniem pracowników mediów jest dostarczanie pretekstu do takich pojedynków i przyznać trzeba, że to obrzydliwe zadanie wykonują bezbłędnie. Przykład z ostatnich godzin jest symptomatyczny.

Oto po pięciu latach od czasu nieszczęsnej katastrofy w Smoleńsku jedna z redakcji odpaliła medialną bombę, publikując nowy zapis rozmów w kokpicie samolotu. Natychmiast rozgorzała dyskusja o treści rozmów, osobach biorących w nich udział, okolicznościach dramatu- nie słyszałem jednak, by ktoś zainteresował się, w jaki sposób z wojskowej prokuratury wykradane są ważne dokumenty i to nie pierwszy raz. Oczywiście – ta publikacja wpisuje się w trwającą kampanię wyborczą i będzie tak interpretowana, jak będzie pasować w strategii poszczególnych kandydatów, którzy z nowym zapałem rzucili się na tę padlinę. I nie sądzę, by to Putin, trzymający pod kluczem wrak samolotu wymyślił ten scenariusz -on w naszym kraju ma wielu pożytecznych idiotów, którzy służą mu swą bezbrzeżną głupotą i w dziele destrukcji naszego państwa znakomicie go wyręczają. A w mediach jest ich najwięcej.

Minister Sienkiewicz, autor dość niecenzuralnej recenzji o stanie Polski, powiedział prawdę i coraz więcej rozsądnych ludzi przyznaje mu rację. Obawiam się tylko, że nawet wspomniane przez niego kamienie w tej sytuacji mogą nie ocaleć.

 

a.kopff@wp.pl
czytaj także www.1944kopff.bloog.pl