Obywatelu! Cura te ipsum!
Co robi człowiek, dotknięty chorobą? Najczęściej, nie zważając na ogólnie znane trudności- udaje się do przychodni, gdzie po przejściu wszelkich formalności staje wreszcie przed obliczem doktora. Krótką wizytę kończy zazwyczaj wypisywanie recept albo skierowanie do specjalisty. Opisywanie dalszego ciągu kontaktów z naszą służbą zdrowia nikogo, kto wpadł w tryby lekarskiej machiny niczym nie zaskoczy, choć np. wycięcie nie tej, co trzeba nerki jako przykład panującego tam bałaganu stanowi jednak poważne ostrzeżenie dla mających zbyt wielkie oczekiwania od medycznej pomocy.
W obliczu zagrożenia zdrowia wszelkie alternatywne sposoby leczenia zdobywają coraz większą popularność. Cierpiący na różne dolegliwości mogą skorzystać z homeopatii, radiestezji, leczenia ziołami, dotykiem, jadem pszczelim czy hipnozą i choć skutki takich kuracji na ogół są mizerne – chętnych nie brakuje. Zwiększa się także liczba osób, które z usług w tym zakresie uczyniły sobie źródło utrzymania. Pewien kłopot jest tylko z określeniem nazwy ich zawodu- czy to lekarze, czy szamani.
Rozważania te obejmują problemy, związane ze złym stanem zdrowia pojedynczej ludzkiej istoty. Znacznie gorzej, gdy epidemia choroby zagraża większej populacji, ba! -może objąć całe społeczeństwo! Wtedy nie pomoże nawet zalecana przez kościół modlitwa, ani nawet afrykański uzdrowiciel. A właśnie teraz, kiedy naród opanowała przedwyborcza gorączka i towarzysząca jej choroba afektywna dwubiegunowa, przydałby się ktoś, kto zaproponuje skuteczną kurację. I dlatego pojawił się rodzimy znachor- Paweł Kukiz. W mig postawił diagnozę i wyraził chęć zajęcia się chorym społeczeństwem, niestety, ludzie przestraszeni radykalną terapią, oferty ex-muzyka nie przyjęli, zadowalając się obietnicami poprawy zdrowia składanymi obficie przez jego konkurentów. A jest co leczyć! Zdrowej narodowej tkance zagrażają partyjne wrzody, kręgosłup moralny skrzywiony w prawo, galopujące finansowe suchoty, opony mózgowe zużyte, a ślepota i głuchota na argumenty- powszechna! Pozostali w drugim przetargu kandydaci na urząd dyrektora narodowego szpitala nie szczędzą sobie wzajemnych oskarżeń o niekompetencję -młodszy uważa, że to epidemia dżumy i należy leczyć ją cholerą, starszy, z pobłażaniem spoglądający na konkurenta, uspokaja, że to tylko stan podniecenia spowodowany medialnymi alergenami i że wkrótce ustąpi, pozwalając na kontynuowanie zdrowej drzemki. I tylko zawiedzeni w swych ambicjach zwolennicy Kukiza uparcie twierdzą, że mamy do czynienia z tzw. syfem, który, jak wiadomo, w ostatnim stadium powoduje irracjonalne zachowania dotkniętych tym schorzeniem. Ale zaburzeń psychicznych nie traktujemy przecież jako choroby wykluczającej ze służby narodowi -przykładów aż nadto!
Zanosi się więc na to, że planowana w tym tygodniu ewentualna zmiana szefa lecznicy nic nowego pacjentom nie przyniesie, co najwyżej większe obciążenie kosztami utrzymywania ich w stanie stabilnym. Oj, trudno będzie! Zwodzeni bowiem obietnicami wyzdrowienia ludzie coraz głośniej domagają się efektów terapii, niektórzy wyjeżdżają leczyć się gdzie indziej, a jeszcze inni trwają w cichej rezygnacji w nadziei, że to wszystko kiedyś /oby szybko!/ minie. I tych jest najwięcej...
W najbliższą niedzielę pójdę wybrać narodowego lekarza. Nie chcę, by nim został „pan doktor” -uczeń tego „specjalisty”, który zalecał leczenie bólu głowy gilotyną. Wolę doświadczonego felczera, pamiętającego, że ma „po pierwsze -nie szkodzić”. A potem- cóż... Kto przeżyje, zobaczy.
a.kopff@wp.pl
czytaj także
www.1944kopff.bloog.pl