Przed kolejną chał-turą
W powyborczy poniedziałek, po pierwszej turze wyborów prezydenckich opanowały mnie czarne myśli i to nie za sprawą ogłoszenia nieoczekiwanego zwycięstwa Dudy, lecz z powodu zadumy nad stanem umysłów tzw. czołowych polskich polityków. Jakież to wszystko żałosne i małe! Jak pozbawione głębszej myśli, umiejętności przewidywania skutków swych poczynań, braku przyzwoitości i elementarnego poczucia odpowiedzialności za kraj, którym chcą rządzić, a którym tak naprawdę chyba pogardzają. Dlaczego tak sądzę?
Przyjrzyjmy się teraz, po pierwszej turze, pretendentom do prezydentury. Na zimno, bez emocji. Kogo nam podsunięto na kartach do głosowania? Poza aktualnym prezydentem Komorowskim, wyrwanym z błogostanu, w jaki się sam wprowadził przez ostatnie pięć lat -pozostała dziesiątka/ ach, ta obfitość!/ to ludzie znikąd. To, zdaniem wyborców, dawało im szansę na stworzenie niespodzianki -a nuż będą się nadawać na to stanowisko! Ryzyko zaledwie 50% -albo tak, albo nie, a jakie emocje! Ci, którzy niespodzianek nie chcieli- głosowali na Komorowskiego, ale tym razem byli w mniejszości, bowiem nasz prężny naród ustawicznie pragnie zmian nie bacząc, czy na gorsze czy na lepsze -byle szukać, burzyć i od nowa budować. SBB triumfalnie powraca! Zemściła się na Platformie polityka „ciepłej wody”- obywatele żądają zimnego prysznica i prawdopodobnie go dostaną. A może być tak, że po realizacji księżycowych obietnic pana Dudy w ogóle wody może zabraknąć. Jak na księżycu...
Na razie jednak dają nam ciekawy wybór między dwiema prawicami. Ot, takie ustrojowe kalectwo. Polska lewica dokonywała przez lata na własne życzenie samookaleczenia pozbywając się ze swych szeregów takich nietuzinkowych polityków jak Cimoszewicz, Borowski, Belka czy nawet Kalisz, proponując w zamian panienkę w kusej koszulce. Ten żart Leszka Millera będzie zapewne jego ostatnim dowcipem, jakim nas uczęstował, szkoda, że tak mało śmieszny. Do wózka, wiozącego przywódcę SLD na polityczny szafot powinien się także dosiąść Janusz Palikot, którego koniunkturalna „lewicowość” nie wytrzymała próby czasu, tj. jednej parlamentarnej kadencji. Żegnajcie, towarzysze!
Sprawnie przeprowadzona kampania promocyjna kandydata PiS-u przyniosła tej partii pierwszy od lat sukces. Udało się wywołać wrażenie, że pan Duda jest niezależnym, samodzielnym politykiem i że to, co obiecuje wyborcom, ma sens. Pogratulować wyborcom naiwności! Ale widocznie minęło już zbyt wiele czasu, od kiedy to my doświadczaliśmy dobrodziejstw pisowskiej władzy. Dojrzało nowe pokolenie spragnione podobnych doznań, które na własnej skórze chce sprawdzić jakość obietnic wyborczych i ich praktycznego zastosowania. No cóż, młodym jest łatwiej emigrować. Starzy może jeszcze raz przeczekają.
Ten obraz powyborczej Polski, do którego przywykliśmy, popsuła nieco wrzawa, jaką media podniosły wokół Pawła Kukiza. Z właściwą sobie głupotą zareklamowały tego kończącego sceniczną karierę artystę scen wszelakich jako „kandydata anty-systemowego”, nie wyjaśniając jednak, jaki system proponuje zamiast tego, który jest przedmiotem krytyki. Twierdzenie, że władza ma być „obywatelska” jako żywo przypomina hasło „cała władza w ręce rad”- i choć to już kiedyś było, ten odgrzewany kotlet, mimo wielu ofiar „pokarmowego zatrucia”, znów powraca do jadłospisu. Kandydat Kukiz zainteresował swym ustrojowym pomysłem trapioną troskami wieku dojrzewania młodzież, sfrustrowanych dorosłych, wszelkich wątpiących, zmielonych, wdeptanych w glebę, słowem -niezadowolonych z życia obywateli i odniósł tzw. zwycięstwo moralne, które jednak nie dało mu upragnionej pozycji do startu w drugiej turze. Niezrażony tym zapowiada dalszą walkę w wyborach parlamentarnych, co wymagać będzie jednak założenia partii, ruchu, czy innego ugrupowania, a więc wejścia w ów znienawidzony system. Nie jestem pewien, czy hasło promujące jego poglądy: „JOW twoja mać” jest wystarczająco anty-systemowe, ale dobrze koresponduje z wizerunkiem przyszłego męża polskiego stanu.
Na zakończenie chciałbym oświadczyć, że mimo wszystkich zastrzeżeń jestem zadowolony z przebiegu tej kampanii wyborczej. Świadczy ona dobitnie, że jesteśmy krajem miodem i mlekiem płynącym, zasobnym i z dobrymi perspektywami na przyszłość. Gdyby było inaczej, czy wydawalibyśmy masę pieniędzy na uczynienie z jednego /słownie jednego/ obywatela strażnikiem żyrandola i przeprowadzania w tym celu kosztownych i długotrwałych castingów?
A że zwycięzcy tych i następnych wyborów będą nas mieć gdzieś- nie szkodzi. My ich- też. Taki system!
a.kopff@wp.pl
czytaj także
www.1944kopff.bloog.pl