Szkoda czasu...


 

    Wybaczcie mi , drodzy czytelnicy, że robię coś, czego nie chcę, lecz muszę. Muszę otóż napisać felieton na tzw. temat aktualny, a to niestety dotyczy toczącej się kampanii wyborczej. Wiem -wszyscy mamy odruchy obrzydzenia, gdy media codziennie dowalają nam świeżą porcję politycznej mamałygi w przekonaniu, że spełniają tym samym obowiązek rzetelnej informacji, w rzeczywistości odwracając uwagę od spraw bardziej ważnych, niż lokalne przepychanki w kolejce do koryta.

    Świata, który stał się globalną wioską, nie obchodzi, która z ubiegających się o stanowisko pań zostanie premierem, bo to problem marginalny. Ukraina, Syria, coraz mocniej rysujący się konflikt Rosja-USA, zagrożenie terroryzmem, to nie dalekie tło naszych wyborczych zmagań - to realny scenariusz nadchodzących wydarzeń, którym, być może, będziemy musieli stawić czoło. Dyskusja, która z kandydatek do roli przywódcy narodu może stać się w chwili dziejowej Joanną d'Arc jest pozbawiona sensu, bo znana wszystkim odpowiedź brzmi: żadna! Obie panie, kłócące się jak przekupki o klientów nie dorastają do zadań, jakie przynieść może nadchodzący czas. Pewnie dlatego w narodzie odzywa się tęsknota za dzielnym wodzem na białym koniu, dzięki któremu Polska stanie się potęgą. Ale nic z tego! Przez całe lata trwała czystka wśród potencjalnych przywódców, ludzi prawych i sprawiedliwych w pierwotnym, a nie zmanipulowanym znaczeniu tych określeń, w wyniku której do władzy dorywali się polityczni lawiranci, osoby przypadkowe i nieudolne. Żeby było jasne -nie dotyczy to wyłącznie obecnej władzy, bo ten zalew niekompetencji trwa /z nielicznymi wyjątkami!/ już dwadzieścia sześć lat, a jeszcze teraz grozi nam recydywa z najgorszego w dziejach III RP okresu - rządów pana Kaczyńskiego.

    Długa jest lista tych, którzy mogli w przeszłości wpłynąć na lepszą niż obecna kondycję państwa, ale partyjne układanki i prywatne animozje stanęły temu na przeszkodzie. Borowski, Cimoszewicz, Olechowski- to pierwsze z brzegu przykłady słabo wykorzystanych osób, zepchniętych na margines przez dążących do jedynowładztwa partyjnych szefów. Donald Tusk, zasłużony niewątpliwie dla kraju w dziedzinie budowy infrastruktury, odszedł obwiniany przez nieprzebierającą w słowach i gestach opozycję o wszelkie przewiny, ale wcześniej wyciął w pień wszystkich sensownych następców. Platforma, chlubiąca się wewnętrzną demokracją, stała się taką samą partią wodzowską jak PiS, a gdy wodza zabrakło- skutki są widoczne. Wyborcze starcie w roku 2015 to nie walka na poglądy czy idee, lecz kłótnia kucharek nad przesoloną zupą.

    Piszę te słowa z żalem za straconym czasem, bo to był także mój czas. Chciałem, by Polska była pełna ludzi życzliwych i uśmiechniętych, a mieszkam w kraju, podzielonym wzajemną nienawiścią, w którym za argumenty służą inwektywy i oszczerstwa. W kraju, gdzie nie uświadczysz radości z dokonań, a narzekanie, często bezzasadne, ma medialny priorytet. W kraju podobno katolickim, w którym dekalog jest w pogardzie nawet u części hierarchów, głoszących fałszywe świadectwa przeciw bliźnim. W kraju internetowych hejterów i sprzedajnych dziennikarzy. W kraju, tracącym instynkt państwowy, a więc -samozachowawczy. W kraju... który kocham.

    Czy właśnie dlatego, jako obywatel, niczego nie pragnę od ojczyzny poza tym, żeby i ona mnie czasem pokochała? Miłość zamiast nienawiści... Jakież to dziś nierealne...

 

a.kopff@wp.pl
czytaj także www.1944kopff.bloog.pl