Skrzynia

 

    „Obyś żył w ciekawych czasach!” - tym przekleństwem obrzucali się skonfliktowani o byle co starozakonni. Rzucone przed wiekami działa do dziś, bo nie ma zaklęcia zdolnego do przerwania jego mocy. W Polsce wyjątkowo często doświadczaliśmy skutków tej klątwy, nie ma prawie pokolenia, którego ominęłyby owe „ciekawe czasy”. Chociaż ostatnie lata przyniosły nam pewną stabilizację, okazało się, że zaprawione w znoszeniu przeciwności losu społeczeństwo postanowiło przerwać ten niezwykły okres w naszych dziejach i z braku/?/ zewnętrznych zagrożeń ufundować je sobie z własnej inicjatywy.

    Spodziewane wydarzenia mogą nastąpić nie z powodu działań wojennych, gdyż, jak się domyślam - nie mamy zamiaru wszczynać z nikim zbrojnego konfliktu, z góry przegranego, lecz na znacznie bardziej skomplikowanym polu ekonomicznych potyczek. W tej dziedzinie obejmująca władzę nowa ekipa, która przejęła stery państwowej nawy szafując obietnicami bez pokrycia, ma wpisaną w swój program klęskę, jakiej cały świat nie widział. Oprócz Grecji. Dywagacji na ten temat mam po dziurki w nosie i nie chcę zanudzać czytelnika swoimi refleksjami- niechaj ten przypadek wyjaśnią uczeni w piśmie socjolodzy i psychiatrzy. Zajmę się raczej praktycznymi poradami, jak przetrwać nadciągający kataklizm: dewaluację, puste półki, wysokie ceny, rosnące bezrobocie, a w rezultacie nagłe zubożenie ludzi, nędzę i głód.

    Jako człowiek wystarczająco stary mam doświadczenia związane z tzw. dziejowymi przełomami i ich konsekwencjami. Skumulowały się one z tymi, które przeżyli moi przodkowie, bo oni także „ciekawych czasów” mieli pod dostatkiem. To oni pozostawili ongiś swym spadkobiercom wielką, solidną skrzynię, zamykaną na cztery spusty i kłódkę. Pacholęciem będąc odkryłem ten zakurzony mebel na strychu i pędzony dziecięcą ciekawością próbowałem poznać jego zawartość. Nic z tego- skrzynia nie dała się otworzyć, ale kiedyś /a było to niedługo po wojnie, za czasów Bieruta/ zobaczyłem, jak moja babka, rozglądając się dookoła ostrożnie weszła na strych. Poszedłem za nią i zastałem ją nad uchylonym wiekiem. Tajemnica się wyjaśniła.

    Dębowa skrzynia była magazynem żywności, zgromadzonej na tzw. czarną godzinę. W środku miała przegródki, oddzielające mąkę, kaszę, cukier i ryż. Babka mnie zauważyła.- Pewnie myślałeś, że tam są skarby, huncwocie- uśmiechnęła się- i są! Dzięki nim przeżyliśmy wojnę. Zaczerpnęła trochę mąki- będą kopytka na obiad, lubisz, prawda?- zamknęła skrzynię. Byłem rozczarowany, bo inaczej wyobrażałem sobie skarby.

    Po latach, w stanie wojennym, gorzko sobie wyrzucałem, że nie mam w warszawskim domu takiej skrzyni, bo zdobycie czegoś w pustych sklepach graniczyło z cudem. Inna rzecz, że wówczas nie bardzo wiedziałem, jak zrobić kopytka, za to umiałem zrobić z cukru i drożdży pomagający przetrwać ten okres napój rozweselający. A kiedy wraz z całym narodem w roku 1989 otrzeźwiałem definitywnie- przyznam szczerze, że zapomniałem o tych pożytecznych sposobach na przetrwanie złych, bo „ciekawych” czasów. Zwłaszcza ostatnie lata, pełne obfitości wszelakich, uśpiły czujność, jaka cechować powinna Polaków w tej ciężko doświadczanej przez los krainie. Dziś, kiedy z ust najważniejszej, swoim zdaniem, osoby w państwie płyną słowa zwiastujące kłopoty skryte za woalem bajek o dobrobycie w nadopiekuńczym państwie - słyszę alarmowy dzwonek na trwogę. Więc póki jeszcze w sklepach pełno, kupuję kaszę, ryż, mąkę i cukier. Skrzynię już zamówiłem. I umiem zrobić nie tylko kopytka, ale i kluski czy pierogi.

    Trzeba przetrwać. To tylko cztery lata...

a.kopff@wp.pl
czytaj także www.1944kopff.bloog.pl