Literatura przepiękna
Po ostatnich wydarzeniach, które przyniosły wielkie i oczekiwane przez Polaków zmiany postanowiłem nigdy, ale to przenigdy! - nie zaprzątać sobie głowy polityką. Ale coś pisać trzeba, bo czytelnicy spragnieni, a żona wypomina mi braki w domowym budżecie -wybaczcie więc, że zajmę się literaturą. Ponieważ jednak w tej materii brakuje mi doświadczenia, siłą rzeczy muszę odwołać się do twórczości klasyków.
Jak wiadomo ze szkolnych lektur, zawsze na początku dzieła literackiego jest przedstawienie miejsca akcji oraz tzw. okoliczności przyrody, a dopiero potem następuje opis zdarzeń. Dlatego „Pan Tadeusz” /przy okazji: spóźnione życzenia dla wszystkich Tadeuszy, nawet tych z PiS-u!/ rozpoczyna się od księgi ”Gospodarstwo”. Ale jak tu napisać coś o naszym współczesnym gospodarstwie, kiedy wszystko w ruinie? Tfu, to przecież polityka! Mogę oczywiście zająć waszą uwagę opiewaniem uroków polskiego, jesiennego krajobrazu cytując mistrza Gałczyńskiego, ale jego „Chryzostoma Bulwiecia podróż do Ciemnogrodu” od razu kojarzy się z polskim, powyborczym krajobrazem, a to nie przejdzie. Porzucam więc poezję, pogrzebię trochę w prozie. ”Ogary poszły w las”- no nie! Nieważne, czyje ogary, ale ten las! Sprywatyzowany? Cholera, znowu polityka... Może coś z „Chłopów”? Dałoby się wykorzystać, bo zaczyna się opisem jesieni, ale zaraz potem ”ksiądz spotyka idącą na żebry starą Agatę i daje jej złotówkę”. Daje, nie bierze?- przecież to całkiem niewiarygodne! Więc może „Lalka”- powieść o smutnych losach dziewiętnastowiecznego kapitalisty, ale analogie do współczesnej kariery Ryszarda Petru są zbyt oczywiste. Odpada.
Dla odmiany coś o szlachetnej kobiecie, która swoje życie poświęciła dla dobra ogółu: „Siłaczka”. To się z panią Kopacz na pewno nie skojarzy, bo przecież wiadomo z Tv Republika, że ona do takich poświęceń jest niezdolna, a jej ministrowie, obwieszeni zegarkami i obżarci ośmiorniczkami zapomnieli nie tylko o narodzie, ale nawet i o Bogu, co trafnie wypunktowało Radio Maryja posyłając tę zgraję na aut. Ale cóż, niektórzy będą jednak doszukiwać się aluzji /co jest zresztą ulubionym zajęciem komentatorów/, więc na wszelki wypadek lekturę odkładam na półkę, bo może się jeszcze kiedyś przydać.
Znudzony literackimi cegłami sięgam dla odprężenia po biografię Larry'ego Flynta. To tzw. „literatura faktu”, a właściwie „fuck -too”. Nie powiem- pikantne to, dobrze się czyta, więc miałoby to powodzenie u czytelników, ale osadzenie życiorysu amerykańskiego wydawcy pornograficznych magazynów w polskich realiach zaprowadziłoby nas do kieleckiego posła Liroya, czyli znowu do polskiej polityki i choć jesteśmy już dobrze oswojeni z soczystymi wypowiedziami niektórych posłów w poprzedniej kadencji- wątpię, czy jakiś wydawca zdecydowałby się na ryzyko druku podobnego dzieła.
Jaki zatem utwór literacki nie skojarzyłby się czytelnikom z bieżącą polityką, a mnie pozwoliłoby uniknąć zarzutu niedotrzymania złożonej obietnicy? Już wiem! To uchwalona w 1952 roku konstytucja PRL – piękny zabytek piśmiennictwa z czasów bliskiej i owocnej współpracy ze wschodnim sąsiadem, wspominanej z rozrzewnieniem przez starsze pokolenie i młodzież, która pragnie„Razem” przenieść się do tamtej rzeczywistości. Bo wtedy wszystko było nasze, wspólne - huty, stocznie, kopalnie, fabryki i sklepy. A jaki przejrzysty i przyjazny dla obywatela był ustrój państwa! Sejm-bez kłótni i awantur, rząd -świadomy obowiązków, prezydent- nie było takiego pasożyta, wystarczył przewodniczący Rady Państwa , a nad wszystkim sprawował pieczę Pierwszy Sekretarz przewodniej siły narodu -PARTII i od niego zależało całe to towarzystwo. Powiedzcie- czy to się kojarzy z obecną sytuacją? Niemożliwe!
Dlatego wszystko, co napisałem także nie powinno nasuwać jakichkolwiek podejrzeń o chęć przywłaszczenia sobie cudzych pomysłów. Z oddechem ulgi kreślę zatem pierwsze słowa mego wiekopomnego dzieła, którego proces powstawania będziecie mogli śledzić z wypiekami na twarzy.
Tytuł? „W poszukiwaniu straconego czasu”.
a.kopff@wp.pl
czytaj także
www.1944kopff.bloog.pl