Urodziny mamusi
Ona jest już dość mocno posunięta w latach- ma prawie sto lat, bo urodziła się w 1918 roku i w dodatku – po raz drugi. Tak, tak! Ma bowiem w sobie wielką moc przetrwania, mimo wielu dziejowych burz, które najczęściej fundowały jej niesforne dzieci. Bo dochowała się licznego potomstwa, które uparło się, aby w żadnym pokoleniu nie brakowało jej trosk i zgryzot.
Nie inaczej jest i dzisiaj, kiedy na prezent urodzinowy dostaje nowych opiekunów, bardziej zainteresowanych realizacją własnych ambicji niż jej zdrowiem, szczęściem i pomyślnością. Spoglądając jednak na minione lata, przyznać trzeba, że kilka razy udało się wspólnie dokonać rzeczy wielkich- podnieść ją z powojennego upadku, a w 1989 roku wydrzeć spod sąsiedzkiej kurateli. Niestety -wkrótce potem ta wspólnota się rozpadła i zaczęto znowu szarpać mamusię uważając, że każdemu należy się kawałek jej dobytku. Ona zaś cierpliwie czeka, kiedy niesforna dziatwa się wyszumi, wreszcie dorośnie i zacznie naprawdę ją szanować, a nie tylko zapewniać o miłości i przywiązaniu słowami bez pokrycia.
Ona - to nasza mamusia. Boleściwa, poobijana, przepychana z miejsca na miejsce, potrącana przez sąsiadów, ale najbardziej zrozpaczona, gdy jej rodzina, podzielona jak nigdy dotąd skacze sobie do oczu i w bezrozumnym szale dokonuje dzieła destrukcji. Ona wie, do czego to może doprowadzić -wszak już raz, w podobnych okolicznościach musiała przetrwać w hibernacji przechowana w sercach przez długie lata zniewolenia. Dziś nam, jej dzieciom, wydaje się niemożliwe powtórzenie tamtej sytuacji -świat się zmienił, sąsiedzi /choć nie wszyscy!/ oprzytomnieli, za to my chyba niczego się nie nauczyliśmy i dlatego nadal trwamy w starych błędach. Jesteśmy nadal skłóceni, zdolni do wszelakich podłości, tolerancyjni dla własnych błędów i mściwi wobec inaczej myślących, podatni na wszelkiego rodzaju plotki i propagandowe zagrywki, a odporni na fakty, wielbiący fałszywych proroków i mający za nic rzetelną wiedzę – słowem jesteśmy dziwnym narodem, żyjącym w oparach sztucznej wielkości nadmuchanej absurdem i naskórkowym, wykorzystywanym do wzniecania zadym, koniunkturalnym pseudo-patriotyzmem. Dziwne jest to tym bardziej, że zdajemy sobie z tego sprawę. A jednak...
Urodziny to okazja do składania życzeń. Nie wszystkie są szczere, bo różne są intencje. Jedni chcą od niej coś dostać. Inni - by się nie wtrącała do ich interesów, grożąc, że ją porzucą. Są też tacy, którzy pragną jej dobra, niczego w zamian nie oczekując i tych chyba jest najwięcej, bo to dzięki nim w ostatnich latach rozkwitła, jak nigdy dotąd. Jest wreszcie nieliczna, lecz hałaśliwa grupa, która uważa ją za swoją własność i że może zrobić z nią, co zechce. Bardzo się mylą! Bo ona przetrwa- a oni przeminą. Oby jak najszybciej...
I na koniec -coś od siebie. Dziękuję ci za to, ze jesteś. Za to, że sama będąc w biedzie dałaś ongiś dach nad głową moim przodkom i dziś pewnie także przygarniesz niejednego wędrowca. Że miałaś dobroczynny wpływ na moje życie, pozwalając mi znaleźć grono życzliwych ludzi, wśród których upływały moje dni, miesiące i lata. Że jesteś piękna nie tylko krajobrazem i przyrodą, ale i poczuciem humoru i dystansem do tych, którzy czasami żądają od ciebie rzeczy niemożliwych. Podziwiam cię za świętą cierpliwość dla błaznów, wchodzących ci na głowę i dawanie nadziei na lepsze jutro każdemu z twoich dzieci. Nie przypisuję sobie prawa występowania w ich imieniu, ale od siebie powiem: kocham cię, mamusiu! I nie „urodzinowo”, lecz na co dzień.
A wy?
a.kopff@wp.pl
czytaj także
www.1944kopff.bloog.pl