LIST Z RZESZOWA

  Szanowny Panie Redaktorze!

          Wiem, że wielkie pustki uczyniłem w domu Twoim niespodziewanym zniknieniem / to jest cytat z Kochanowskiego , Jana , nie Janusza/ i boleść z tym związana skłoniła Pana do odszukania mojej skromnej osoby w  kniei telefonii komórkowej. Tak, zaszyłem się w  dzikich jeszcze ostępach południowo- wschodniego pogranicza ,zwanych Podkarpaciem. Widziane stąd  polskie ,warszawskie, a nawet mokotowskie wydarzenia  mają inny wymiar. Chciałoby  się za Mickiewiczem westchnąć –

O czymże dumać na rzeszowskim bruku
przynosząc z Warszawy  uszy pełne stuku
przeklęstw i kłamstwa, niewczesnych zamiarów
za późnych żalów, potępieńczych swarów! –

ale nie westchnę, bo mam oczy ,uszy oraz głowę zajętą innymi sprawami – kończę przygotowania do uruchomienia w Rzeszowie porządnej ,miejskiej telewizji – takiej ,jakiej stolica nie jest w stanie sobie zafundować. Ale miasto Rzeszów nie leży na księżycu – taka myśl towarzyszy mi w tej sentymentalnej podróży , w czasie której spotkałem posiwiałych kolegów ze szkolnej ławy, z którymi kiedyś wkuwałem  łacińskie  czytanki.  Dziś i tu rzec można –„Polonia est omnis divisa in partes tres” : PiS-u, Samoobrony i LPR-u. Reszta to podobno barbarzyńcy. Potępieńcze swary, tak widoczne  na szczeblu centralnym , przeniesione na grunt  stolicy Podkarpacia są  nadmiernie nagłaśnianą przez lokalne media burzą w szklance wody – ideologiczna wojna radnych miejskich z prezydentem, mająca w tle nadciągające kolejne wybory niewiele obchodzi  większość obywateli, która daje zdecydowaną przewagę w osiągnięciach urzędującemu włodarzowi miasta- rodem z SLD. No cóż, przedstawiciele obecnie rządzącej partii, zanim na lokalnym rynku dorwą się /być może?/ do władzy, na razie demonstrują swą omnipotencję w zaskakujący sposób: oto posłanka z tego ugrupowania wdziera się  nieproszona na estradę miejscowej filharmonii  i wygłasza /w trakcie koncertu!/ swe orędzie do nielicznie zgromadzonego narodu. Pójdę na koncert heavy-metalowców –ciekawe, kto tam zaryzykuje wciskanie swych „myśli dla Polaków”.

    Bo coraz bardziej śmieszą mnie wypowiedzi różnych polityków : „ Polacy chcą”, „dla dobra Polski” itp. Wygłaszają je, oczywiście „w imieniu całego narodu” ludzie , których partie zdobyły znikome poparcie, a w parlamencie znaleźli się głównie z powodu odmowy większości  do brania udziału  w wyborczej ruletce. Ci pomazańcy wiedzą dzisiaj lepiej ,co potrzebują tzw. „prości ludzie” usiłując na siłę uszczęśliwiać ich swymi pomysłami. Mieszkańcy Rzeszowa –w tym „prości ludzie” ,w prosty sposób ujawniają mi swoje zdanie na ten temat. Zdanie to nie jest pochlebne – powiem więcej – niecenzuralne.

   Żyje się tutaj nieźle. Miasto pięknieje, w czym zasługa zarówno władz, mieszkańców, jak i otaczającej przyrody, bezrobocie- chyba najmniejsze w Polsce /8% ! /, ludzie przyjaźni i uczynni, jedzenie smaczne i tanie. Tutejsze kury przestały niestety znosić jaja z podwójnym żółtkiem  nie z obawy przed ptasią grypą, czy dyrektywami Unii Europejskiej, a chyba ze strachu przed konsekwencjami wysiedzenia bliźniaków. No i najważniejsze, choć trudne do zrozumienia przez mieszkańca stolicy: czas tu sobie płynie leniwie. Więc spod gruszy, leżąc na dowolnie wybranym boku, pozdrawiam Pana Redaktora, zabieganego między sądem a redakcją, drukarnią a kolporterem, sponsorem a izbą skarbową, współczuję też, że ujawniony przez prezesa Kaczyńskiego konflikt interesów w mediach,  na łamach „Południa” toczy się pomiędzy Rogińskim –wydawcą, a Rogińskim- dziennikarzem i proszę, aby się Pan o mnie nie martwił, a zaczął - o siebie.

   W razie czego – zapraszam do Rzeszowa.

 

2006r.

.