Pokorna suplika do Ministra od Kultury

 

Czcigodny Panie!

            Z wielkim uznaniem odnoszę się do Pana inicjatywy zraszania deszczem pieniędzy wyschłego ugoru polskiej kinematografii. Stworzenie Instytutu, zajmującego się rozdawnictwem kasy dla twórców dzieł filmowych to pomysł głęboko przemyślany, który wyda pożądane owoce : starzy reżyserzy zajmą się oceną możliwości wyprodukowania przez nieco młodszych kolegów tzw. ”dzieł artystycznych” ,przez co sami niczego już produkować nie będą , beneficjenci przystąpią do kręcenia filmów dla koneserów/około 10 osób razem/,bo dla szerokiej publiczności raczej nie potrafią, a za wszystko zapłacą niewrażliwi na prawdziwą sztukę widzowie kablówek, wypatrujący kolejnego odcinka „Na dobre i na złe”. Proste i genialne!!!

         Chciałbym zwrócić Pana uwagę na inną dziedzinę sztuki, wymagającą  troskliwej opieki ze strony Ministerstwa. Jako młody,  bo zaledwie sześćdziesięcioletni twórca, od dawna boleję nad upadkiem polskiej piosenki, przytłoczonej masowym importem niedotowanej, a nawet nieźle na siebie zarabiającej produkcji amerykańskiej. Łza się kręci w uchu, kiedy słuchamy takich przebojów jak „Na prawo most”, ”Kukułeczka kuka” czy „Czerwony autobus”. To były hity ,a nie sieczka muzyczna jakichś Eminemów czy Minogów. Czy zatem nie należy zainwestować w odrodzenie pięknych tradycji polskiej twórczości ,aby młodzi zdolni mogli się wykazać? Usiłują oni /bez skutku zresztą/ podbić rynek muzyczny  swojskimi kopiami amerykańskich przebojów –czynią to z nędzy, bo przecież w ich szufladach spoczywa nieprzebrany zasób utworów oryginalnych, których nikt nie chciał nagrać, a nawet wysłuchać; są to zatem dzieła artystyczne i elitarne. Gdyby więc Pan Minister zechciał przy okazji obecnej inicjatywy przeforsować ustawę o powołaniu Polskiego Instytutu Muzyki Rozrywkowej –skarbnica ta mogła by otworzyć się szeroko po stosownym dofinansowaniu. Pieniądze na ten cel należy wydusić ze stacji radiowych, firm fonograficznych, lokali gastronomicznych, telefonów komórkowych, grajków ulicznych, a nawet agencji towarzyskich, gdzie króluje nastrojowa muzyka zwana pościelową.

           Jako pomysłodawca takiego wspomożenia kolejnej upadłej dziedziny polskiej kultury nie chcę od Pana wiele –ot, wystarczy mi posada dyrektora Instytutu i sfinansowanie projektu prawykonania „Kantaty o kantach” w Teatrze Wielkim, podlegającym przecież Pańskiej jurysdykcji. Potężne to dzieło, nad którym obecnie pracuję, inspirowane wiekopomnymi tekstami pochodzącymi z przesłuchań świadków w sprawie „Orlenu”, oparte jest na opowieściach Wildsteina i Frankensteina –muzyka zaś to czysta awangarda, czerpiąca motywy z Rubinsteina i Bechsteina. Publiczne wykonanie tego utworu, poza doznaniami artystycznymi, będzie miało ten pożytek , że wszyscy, którzy w niedalekiej przyszłości staną przed następnymi trzydziestoma komisjami śledczymi  będą śpiewać jak z nut, powiększając w ten sposób szczupłe grono wybitnych polskich wykonawców.

            Wierzę w przychylność Pana w popieraniu tej jakże potrzebnej inicjatywy, bo przecież nie tylko w branży filmowej ma Pan szczerych i oddanych przyjaciół.

           Kreślę się z należnym Panu poważaniem

                                                     Antoni Kopff

                                                                      kompozytor awangardowy

 

2005 r.