PRZED EKSMISJĄ MISJI  

         Nienasycona w finansowych apetytach telewizja publiczna rozpatruje pomysł uzależnienie ilości tzw. programów misyjnych od wielkości wpłat z abonamentu . Co to jest abonament, wie każdy, który choć raz oddał ten  haracz na rzecz  rozrzutnych urzędników z Woronicza, warto natomiast wiedzieć, co to jest owa misja, na którą ludzie nie chcą teraz dawać pieniędzy.

       Tu krótki rys historyczny. Telewizja Polska od pięćdziesięciu lat używana jest jako tuba propagandowa aktualnej władzy. W latach PRL- u jej misyjnym zadaniem było  przekonanie narodu do najwspanialszego na świecie systemu opartego na sprawiedliwości społecznej i niewzruszonej przyjaźni. Posłannictwo to realizowano przy pomocy programów z udziałem dostojników partyjno-państwowych ,od dzienników informacyjnych do festiwali, na których Maryla Rodowicz wysyłała piosenki do wojska. Pokazywano otwarcia, przecięcia, rozpoczęcia oraz produkowanie, sianie i zbieranie, wskaźników powiększanie i rąk prominentów całowanie przez wdzięczną ludność, która na  te telewizyjne cuda ochoczo się składała. Wpływy z abonamentu wynosiły wówczas ok.100%,natomiast wiarygodność TVP zbliżała się do zera. Doszło do tego ,że w latach 1980 –1981 ludzie w porze dziennika wystawiali telewizory na parapety okien, w proteście przeciw takiej działalności misyjnej. Wreszcie w końcu lat osiemdziesiątych wybuchł bunt abonentów –nastąpiły zmiany rządu, ustroju a nawet godła państwowego, ale na Woronicza postanowiono zachować przywilej z minionej epoki –abonament, bo pieniądze potrzebne są w każdym ustroju. W  celu dalszego ich pozyskiwania wymyślono nową definicję misji. Jest to obowiązek telewizji, nazywanej dzisiaj publiczną, nadawania kosztownych programów o tzw. niskiej oglądalności ,ale za to o wysokich walorach. Tu powstaje pytanie : co to są wysokie walory? Odpowiedź : są to walory, które telewizja uznała za wysokie. Mimo tak jasnych kryteriów, ludzie nie chcą płacić, co grozi podobno upadkiem misji. A szkoda! Wystarczy przysiąść jeden dzień przed telewizorem, aby stwierdzić ,jakie niepowetowane straty przyniesie jej zaniechanie. 

      Zniknie z ekranu misyjny program „Kawa czy herbata” ,prowadzony przez śpiących prezenterów dla biednych Polaków, których nie stać na zakup zegarka. Nie będzie możliwości dorobienia paru groszy przez dziennikarzy prywatnych  mediów, jeśli spadnie z anteny edukacyjny program polityczny „Krakowskie Przedmieście”. A jaka telewizja nadawać będzie program dla dzieci w czasie, gdy pociechy są w przedszkolu lub szkole?  Czy zadba ktoś o interesy rolników, którzy w samo południe odrywają się od pługa i brony, aby śledzić giełdowe notowania i rozstrzygać dylemat : kupić hutę czy cukrownię? Czy uda się umuzykalnić naród, jeśli zabraknie misyjnego teleturnieju ”Jaka to melodia”, w którym po jednym dźwięku  należy odróżnić Rolling Stonesów od Shazzy?

       Nie wszystkie wydatki na  szczytny cel da się pokryć wpływami ze sponsoringu, ale  takie np.  „Wiadomości” mogłyby się z tego utrzymać. Wystarczy bowiem obciążyć  kosztami promocji osoby często tam  pokazywane – posłów, senatorów, działaczy gospodarczych przed i po wyrokach, różnych kombinatorów i mafiosów – jednym słowem tych, którzy na skutek zdobycia popularności będą mogli  rozpocząć lub kontynuować polityczną karierę. Także twórcy i wykonawcy serialu „Plebania” powinni spać spokojnie – na podstawie odpowiedniego paragrafu z konkordatu można przeprowadzić zbiórkę na tacę  i za uzyskane w ten sposób środki kontynuować ten wolno ,jakby z ostatnim namaszczeniem, toczący się telewizyjny tasiemiec. Ale jak bez abonamentowych składek utrzymać na antenie misyjny serial „Na dobre i na złe” o  szpitalu na peryferiach kolejnych reform służby zdrowia ?Czy pacjenci- aktorzy będą tak samo wrzeszczeć podczas operacji , jak w  wielu polskich szpitalach, gdzie brakuje pieniędzy na anestezjologa? I wreszcie –co nam zastąpi telewizyjny kurs autokreacji ,tak bardzo potrzebnej w dzisiejszych czasach, prowadzony przez nieocenioną panią Jaworowicz w „Sprawie dla reportera”, czy naukę precyzji  wypowiedzi w programie „Forum”, gdzie prowadzący rozgdakanym o sprawach kraju politykom  przerywa słowami :”następny”, „ma pan 30 sekund” lub „pański czas już minął”, co zresztą w wielu przypadkach jest prawdą.

     Zatem, drodzy rodacy, jeśli nie chcecie się złożyć na tę fantastyczną ofertę misyjnych programów , grozi nam wyłączenie nadajników TVP. Ale i wtedy, pośrednio, publiczna telewizja będzie swą misję kontynuować, przynajmniej w dziedzinie jakże dziś pożądanego zwiększenia przyrostu naturalnego. Kiedy w okolicznościach stanu wojennego dokonano tego eksperymentu, wyniki potwierdziły bezpośredni wpływ braku telewizji na powstanie wyżu demograficznego.

   Istnieje jednak szereg znaków na niebie i ziemi, że do takiego kataklizmu nie dojdzie . Powołana bowiem do ochrony interesów publicznego nadawcy Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji kombinuje ,jak by tu zamienić abonament na opłatę od prądu, drutu czy powietrza zwanego eterem, na którego falach docierają do naszych mieszkań produkty woroniczowskiej manufaktury. Nieśmiała propozycja ,aby wprowadzić akcyzę od herbaty ,która pijemy oglądając telewizję, została odrzucona. Podobno jeden z członków tej arcypotrzebnej instytucji dowiedział się, że taki podatek stał się przyczyną wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych, a przecież tego kraju nie stać do dzisiaj ani na publiczną telewizję, ani nawet na Krajową Radę.

2000-2004 r.