RANDKA

 

        W przedwyborczy piątek, kiedy po mieście z obłędem w oku miotali się przerażeni sondażami politycy –umówiłem się na randkę z Olgą Lipińską. Szedłem z mieszanymi uczuciami: kawiarnia „Nowy Świat”, miejsce spotkania, jednak trochę się różni od studia, w którym przez ostatnie 14 lat  trwały nasze burzliwe, bo służbowe kontakty. Trwały ,lecz ustały, bo obecni tragarze misji z Woronicza postarali się  o to, likwidując „Kabaret”. Kiedy dotarłem pod wskazany adres, okazało się ,że będziemy rozmawiać o książce ,którą pani Olga wydała . Niestety, nie tete a tete ,lecz w towarzystwie zaproszonych stu  osób, z których przyszło dwieście, o intymności zatem nie było mowy. Postanowiłem spędzić jednak wieczór z Lipińską i po powrocie do domu otworzyłem jej dzieło- „Mój pamiętnik potoczny”-, włożyłem  okulary i zabrałem się do lektury. Czytanie wymaga skupienia ,a okoliczności sprzyjały : w pokoju panowała cisza domowa, za oknem cisza przedwyborcza. W tej ciszy z kart książki  dochodziły głosy ludzi, którzy już odeszli, echa zdarzeń, o których zapomnieliśmy, szum dawno wyciętych mazurskich drzew, a nawet poszczekiwanie psów. Harmider zrobił się taki, że nie sposób było zasnąć. Toteż ,kiedy dotarłem do napisów końcowych, było już sobotnie południe.

      Lipińska, jaka przyszła do mnie tego wieczoru, nocy i ranka - to kobieta. Zdecydowana i niezdecydowana zarazem, twarda płaksa, anielski herod, bezradny satrapa, delikatny granit. Ostro spierająca się z całym światem o uznanie dla swych poglądów i równocześnie pełna wątpliwości co do meritum sporu. Tak zwany trudny charakter – straszliwy w pracy, olśniewający w wynikach. Rafa, opierająca się  potopowi  telewizyjnych ścieków ,wysadzona w powietrze przez obecnego elekcyjnego króla TVP którym jest, mam nadzieję chwilowo,  p.Dworak /samo nazwisko wiele tłumaczy/ . Jego działalność sprowadza się głównie do mianowania zaprzyjaźnionych miernot  reżyserami, scenarzystami, kierownikami i dyrektorami . Wśród tej hałastry nie ma miejsca dla Lipińskiej – jej obecność na antenie natychmiast demaskuje ich brak talentu, a nieświadomych widzów wprawia w konfuzję: płacić abonament, czy nie! Więc „Kabaret” i jego twórca –won!

     Ponieważ takiej osobistości, jak Olga Lipińska nie wypada stać z Gawłem and Co. w jednym domu, radzę tym kilku milionom telewidzów, którzy czekają na opamiętanie się Towarzystwa Wzajemnej Ignorancji /Warszawa, Woronicza 17/, aby udali się do najbliższej księgarni i kupili sobie Lipińską na własność. Cena niższa niż haracz na telewizję „publiczną”/ha! ha!/, a doznania bezcenne. Lektura „Mojego pamiętnika potocznego”, w połączeniu z wyobraźnią czytelników, długoletnich wiernych spektatorów jej teatralnych, estradowych i telewizyjnych dokonań, wspaniale zapełni nadchodzące dni kolejnych cisz przedwyborczych i lata wrzasków wybrańców.

          Życie, jak mówią w TVP, jest nie tylko czekaniem, lecz także nowelą. Nie chciałbym w życiu doczekać się  sygnowanej nazwiskiem Lipińskiej noweli,  wyprodukowanej przez woroniczowskich misjonarzy. Nie ten format . Będę czekał na następną książkę pani Olgi i wierzę ,że się doczekam.

 2005 r.