Recenzja

        Książka, o której napiszę zaraz parę słów, tym się różni od innych dzieł literackich, że jeszcze nie powstała. Zachodzi więc pytanie, jakim cudem można  ją zrecenzować. Odpowiedź jest prosta: ja mogę to uczynić, ponieważ będę jej autorem i z całą mocą  stwierdzam, że będziemy mieć do czynienia z dziełem wybitnym i oryginalnym , murowanym kandydatem do nagrody literackiej „Nike”, jeśli nie do Nobla.

                Taki tekst może ogłosić każdy, kto planuje zadrukowanie papieru zawartością swej głowy. Aby jednak odnieść rynkowy sukces w dziedzinie sztuki- trzeba być uznany za TWÓRCĘ przed stworzeniem czegokolwiek. Nie jest to łatwe, ale efekt godny trudu. Jak to zrobić? Oto garść spostrzeżeń na podstawie obserwacji tzw. środowisk artystycznych.

                   Trzeba zacząć  od tego, że w ankietach personalnych, które wypełniamy, w rubryce „zawód” podajemy : pisarz, malarz lub po prostu: ”artysta”.  Najlepiej mieć taki wpis w dowodzie osobistym. Na początek wywołujemy mały skandalik; dobrze jest na przykład przebiec na golasa  przez Krakowskie Przedmieście w czasie procesji Bożego Ciała. Po  wylegitymowaniu przez policję możemy liczyć na wzmiankę prasową: „zatrzymany LITERAT, Jan K.  protestował przeciw homofobii”. Oprócz udanego zaistnienia w gazetach zdobywamy od razu poparcie potężnego lobby kochających inaczej. Gorzej, kiedy dojdzie do praktycznego sprawdzenia naszych preferencji seksualnych – ale cóż, sztuka wymaga ofiar, a w zamian jesteśmy na ustach /i nie tylko/wielu możnych tego świata. Kilka podobnych wyczynów -i przed naszym nazwiskiem w „Gali” /lub czymś podobnym/ pojawi się fotka i w podpisie upragniony przymiotnik: „ZNANY literat, Jan Kowalski /obok  Doda Elektroda/”. No, i poszłooo!!! Co chwilę występ w telewizji- od „Kawy czy herbaty” do „Co z tą Polską”.  Wywiady  m.in.:„Kocham zwierzęta, a zwłaszcza bydlęta”, „Czy Giertych jest z tych?”, „Hip – hop, baba czy chłop?”, „ Belka  w szelkach”, „Albo masturbacja, albo prokreacja” – spisujemy, zanosimy do wydawnictwa „Wyzysk bez spółki” i już mamy pierwszą pozycję w  dorobku literackim. Zbiór nosi tytuł „Myśli dla Polski na początek wieku” i otrzymuje rewelacyjne recenzje, sporządzone dla internetowych witryn  trudniących się wysyłkową sprzedażą. Ludzie rozkupią dzieło w mig, nie zniechęceni dodawaną za darmo do zestawu płytą Michała Wiśniewskiego, który przegrzał koniunkturę, przez co w magazynach zaległo z milion egzemplarzy CD barda znad Wisły i Szprewy.

                      Bardziej złożony jest proces zdobycia rozgłosu w  sztukach plastycznych, choć mamy przykład znanej artystki, która swą popularność podtrzymała przy pomocy dość bolesnych i nie do końca udanych operacji w tej dziedzinie. Najtrudniej jest  amatorowi artystycznych konfitur  udowodnić praktycznie swój talent. Ale wystarczy zamalować sporą powierzchnię na zielono i ogłosić wernisaż w „Zachęcie” potężnego dzieła historycznego, wykorzystującego twórczo  tzw. czwarty wymiar, czyli czas. Dzieło nazywać się będzie ”Przejście Żydów przez Morze Czerwone” i przedstawiać CHWILĘ  przed pojawieniem się na jego brzegu uciekinierów z Egiptu. Co prawda, ten numer już raz wykorzystano, ale kto by z dostojnych gości wystawy, na czele z ministrem kultury, o tym pamiętał. Aluzyjność tytułu obrazu i obfitość trunków na bankiecie odwrócą uwagę od tego drobnego szczegółu.

              A  kiedy już będziemy sławni, staniemy się ozdobą najpierwszych salonów III Rzeczpospolitej. Na bankietach i rautach ocierać się będziemy o postacie z pierwszych stron gazet. Z niektórymi, oczywiście z pewną ostrożnością, przejdziemy na ty, tworząc jakże mocny układ wzajemnych powiązań świata polityki, gospodarki i kultury – fundament pomyślności naszej kochanej ojczyzny.

            Pałam obsesyjną chęcią, by swą osobą powiększyć krąg luminarzy polskiej literatury współczesnej, więc przerywam pisanie recenzji o własnej książce, która jeszcze  nie powstała i wychodzę do miasta.

          Czytajcie jutro gazety!

 2004 r.