Remont i remanent
Niezrażeni
zapowiadaną przez miejskich urzędników eksmisją z mokotowskiego locum,
zabraliśmy się ostro do odnowienia wnętrz domu , jednego z wielu
obiektów apetytu magistrackich spadkobierców Bieruta. Co prawda, teraz
jest czysto, ale jak zabiorą, to nie będą mogli kłamać, że brud,
bo mieszkały tam jakieś świnie. One, być może, zamieszkają tam później.
Póki co, trzeba zastosować się do
słów bohaterki sztuki „Dwoje na huśtawce” : „Noś
zawsze czystą bieliznę, żeby się nie wstydzić, jak wpadniesz pod
samochód i zabiorą cię do szpitala”. Więc zanim rozjedzie nas
walec firmy „PiS” – robimy remont i będzie czyściuteńko.
W oczekiwaniu na czeredę fachowców pakujemy w pudła zebrane
dobra doczesne. Najbardziej uciążliwe są papiery. Jakieś stare
kwity, rachunki, oświadczenia, umowy, dowody wpłaty i wezwania do zapłaty
–słowem- historia życia urzędowymi dokumentami pisana. I
dylemat –co wyrzucić, co zachować. A może jeszcze raz wszystko
przejrzeć?
Przy kolejnym remanencie z papierowych szpargałów wypadła na
podłogę wyblakła kartka, a na niej zapisany wiersz. I przed oczami,
jak żywy, stanął mi jego autor ,który siedemnaście lat temu
pomieszkiwał jako gość w naszym-nienaszym domu. Pewnego dnia
wyszedł od nas na chwilę, a my dowiedzieliśmy się wkrótce,
że już nie wróci. Pisałem wtedy razem z nim piosenki, jak się okazało-
ostatnie, jakie miały dla mnie znaczenie w moim kompozytorskim
zatrudnieniu. Ten odnaleziony po latach wiersz
był tekstem utworu, który
nie zdążył powstać –i nie powstanie, bo nie ma sensu
rzucać pereł przed współczesnych wielbicieli Mandaryny. Ale warto
przeczytać i zastanowić się, czy Jonasz Kofta – bo o nim mowa-
był tylko poetą, czy raczej -wieszczem? Historia to rachunek
Jonasz, ironista o smutnych oczach, zmarł w kwietniu 1988 roku.
Nie dożył demokracji a’la III Rzeczpospolita, nie
konsumował jej cierpkich owoców, nie poznał braci K. Ale, na co świadectwo
wyżej, coś przeczuwał. Dlatego zawsze trzeba słuchać poetów. 2005 r. |