Remont i remanent

        Niezrażeni zapowiadaną przez miejskich urzędników eksmisją z mokotowskiego locum, zabraliśmy się ostro do odnowienia wnętrz domu , jednego z wielu obiektów apetytu magistrackich spadkobierców Bieruta. Co prawda, teraz jest czysto, ale jak zabiorą, to nie będą mogli kłamać, że brud, bo mieszkały tam jakieś świnie. One, być może, zamieszkają tam później. Póki co, trzeba zastosować się  do słów bohaterki sztuki „Dwoje na huśtawce” : „Noś zawsze czystą bieliznę, żeby się nie wstydzić, jak wpadniesz pod samochód i zabiorą cię do szpitala”. Więc zanim rozjedzie nas walec firmy „PiS” – robimy remont i będzie czyściuteńko.

         W oczekiwaniu na czeredę fachowców pakujemy w pudła zebrane dobra doczesne. Najbardziej uciążliwe są papiery. Jakieś stare kwity, rachunki, oświadczenia, umowy, dowody wpłaty i wezwania do zapłaty –słowem- historia życia urzędowymi dokumentami pisana. I dylemat –co wyrzucić, co zachować. A może jeszcze raz wszystko przejrzeć?

       Przy kolejnym remanencie z papierowych szpargałów wypadła na podłogę wyblakła kartka, a na niej zapisany wiersz. I przed oczami, jak żywy, stanął mi jego autor ,który siedemnaście lat temu pomieszkiwał jako gość w naszym-nienaszym domu. Pewnego dnia  wyszedł od nas na chwilę, a my dowiedzieliśmy się wkrótce, że już nie wróci. Pisałem wtedy razem z nim piosenki, jak się okazało- ostatnie, jakie miały dla mnie znaczenie w moim kompozytorskim zatrudnieniu. Ten odnaleziony po latach wiersz  był tekstem utworu, który  nie zdążył powstać –i nie powstanie, bo nie ma sensu rzucać pereł przed współczesnych wielbicieli Mandaryny. Ale warto przeczytać i zastanowić się, czy Jonasz Kofta – bo o nim mowa- był tylko poetą, czy raczej -wieszczem?

Historia to rachunek
klęsk, zwycięstw, zysków, strat 
dla jednych to szmat czasu
dla drugich – to czas szmat.

Wołamy o ratunek
logiczny dziejów sens.
Dla jednych – suma zwycięstw
dla drugich – pasmo klęsk.

Gdy jutro zda się wczoraj
przedwczoraj zaś – pojutrze,
niełatwo tu o morał -
historia nos ci utrze.

Dać się uwięzić w codzienny byt
to przeciw nadziei grzech.
Wyzwala z tego śmiech przez łzy...
A może –łzy przez śmiech?

 

         Jonasz, ironista o smutnych oczach, zmarł w kwietniu 1988 roku. Nie dożył demokracji a’la III Rzeczpospolita, nie konsumował jej cierpkich owoców, nie poznał braci K. Ale, na co świadectwo wyżej,  coś przeczuwał.

        Dlatego zawsze trzeba słuchać poetów.

2005 r.