TAKI DZIEŃ SIĘ ZDARZAŁ RAZ

          Zaczęło się fatalnie. O szóstej rano, kiedy jak co dzień kupowałem świeże pieczywo  okazało się, że nie dowieźli ulubionych bułeczek mojej żony : ciabatty na miodzie z migdałami. –Ty niedojdo! –krzyczała ślubna. - Nie będę przez ciebie jeść śniadania! -i rzuciła we mnie jajkiem na miękko. Trafiła. Koszulę, którą dopiero co starannie uprasowałem, wrzuciłem do pralki, sięgnąłem po czystą –ale nie było. Cholera, zapomniałem wczoraj wyprać  tę drugą. Trudno. Ubrałem się  w co bądź i popędziłem do samochodu, po drodze taszcząc wór ze śmieciami. Niech to szlag! Mój stary maluch stał przyblokowany przez  nowego Forda sąsiadki. Zatrąbiłem- z otwartego gwałtownie okna wychynęła rozczochrana głowa.-Ty chamie, na kobietę trąbisz? -rozdarła się dama –A zarysuj mi auto, to cię z torbami puszczę!

             Udało mi się jakoś wyjechać, ale byłem już mocno spóźniony. W drzwiach firmy, w której jeszcze pracuję,  wpadłem na szefową. –Nie dość, że spóźnialski, to w dodatku brudas!- spojrzała na mnie z pogardą. Przemknąłem szybko do klitki ,w której wraz z kolegą Januszem prowadzimy pracownię informatyczną, obsługującą naszą całkowicie sfeminizowaną agencję public relation. -Pewnie  by się już nas dawno pozbyły, ale na razie szowinistyczne męskie świnie nie wyprodukowały komputerów dla blondynek- żartował zwykle Janusz. Dziś był markotny. –Mam problem- zwierzył się po chwili- przegrałem w sądzie sprawę  rozwodową. Tam nie ma ani jednego faceta! Ex-żona oświadczyła, że ją biję, bo jestem alkoholikiem i od razu miałem w plecy. Może się odwołać, byłbyś świadkiem, przecież wiesz, że kieliszka do ust nie biorę! – patrzył na mnie z nadzieją.

         Co mu miałem powiedzieć? W zbabiałych sądach  równe traktowanie stron może się zdarzyć w przypadku niesnasek między dwiema lesbijkami. Mężczyzna nie ma szans. Od podjęcia tematu uchronił mnie telefon. Dzwonił syn. – Mama kazała ci zrobić zakupy, bo wieczorem ma gości- oznajmił – ja nie mogę, bo pracuję.

             Pracował w branży artystycznej- występował jako Drag Queen w ekskluzywnych  lokalach pod pseudonimem Pussy Bird. Nie wiedziałem, o co w tym chodzi, ale matka była zachwycona  jego sukcesami, no i zarabiał więcej ode mnie. Dziwiłem się tylko, że goli nogi.

             Po pracy, zgodnie z rozkazem, pojechałem na zakupy, ale niestety, znów dopadł mnie pech. Najpierw długo stałem w korku, bo odbywała się manifestacja  pod hasłem „Precz z tyranią mężczyzn”, a potem nagle, buch! -walnęła w mój pojazd wyjeżdżająca z bocznej ulicy nowiutka terenowa Toyota. Wyskoczyła z niej zdenerwowana pani, tzw. „znana postać”.- Czy pan nie widział, że JA jadę?! – wrzasnęła. Próbowałem tłumaczyć, że miałem pierwszeństwo.-W naszym kraju pierwszeństwo mają kobiety, a nie samce, traktujące swój samochód jako przedłużenie męskości! -darła się na pół ulicy. Do tej opinii przyłączyła się pani policjantka, wręczając mi paruset złotowy mandat.

             Porzuciłem resztki malucha i w małym sklepiku kupiłem za 20 zł, które pozostały mi po zapłaceniu kary, ciastka na wagę. W domu zastałem wytworne, pachnące dobrymi perfumami, damskie towarzystwo. –Gdzie się szlajałeś ?–przywitała mnie ciepło żona.-To są te zakupy, o które prosiłam? Mój Boże –zwróciła się do pań- wszystko na naszych głowach! A im się wydaje, że są władcami świata! Przez nich kraj popadł w ruinę!- dodała, powodując ożywienie wśród elegantek.

           -Nigdy by do tego nie doszło, gdyby Suchocka do dziś była premierem!- podjęła temat suto obwieszona biżuterią jejmość.- Warto o tym przypomnieć w takim dniu!

            Wyszedłem do kuchni zaparzyć herbatę dla gości.- Co to za dzień? -spojrzałem na kalendarz. O rany! 8 marca, dawniej-wymyślony przez komunę Dzień Kobiet. Na śmierć zapomniałem kupić kwiaty!

            Jak ja nienawidzę tych komunistów!

2005 r.